Forum JRK's RPGs

Encyklopedia galaktyczna gier cRPG

1001 movies you must see before you die!

Strona: « < ... 23 24 25 26 27 28 29 30 31 ... > »

Autor Post
Użytkownik
Dołączył: Maj 2008
Posty: 137
Jeżeli chcecie kompilację "the best", polecam They Shoot Pictures, Don't They?. Bazując na ponad 2000 wykazach (w sumie ok. 10000 filmów), skomponowali za pomocą odpowiedniego algorytmu listę tych najlepszych. Co nie znaczy, że nie trafiają się tam "filmy dla masochistów". Doskonałym przykładem jest "The Art of Vision" - nieokrojona 4-godzinna wersja "Dog Star Man"... taaa...
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
Nr 406/1001
Obraz wysłany przez użytkownika
The Great Escape (1963), USA, reż. John Sturges

Całkiem zacny film o ucieczce alianckich jeńców z niemieckiego obozu podczas drugiej wojny światowej. Sporo humoru, sporo akcji, trochę napięcia i niezłych krajobrazów. Ogląda się bardzo przyjemnie, zwłaszcza że obsada pełna znajomych, choć nieco młodo wyglądających twarzy - Steve McQueen (szalejący pod koniec na motorze jak zawodowy kaskader), Charles Bronson (w roli polskiego lotnika!), profesorek od dinozaurów z Jurrasic Park, starszawy lekarz z Naval CSI żeby wymienić tylko kilku :). Film trwa zdaje się trzy godziny ale prawie wcale tego nie czuć - 2/3 to przygotowania do ucieczki, tu mamy elementy komediowe, robienie strażników w konia, organizowanie wszystkiego itd. Potem robi się bardziej widowiskowo - pościgi, ucieczki, motory, jest nawet porwanie i rozbicie niemieckiego samolotu! Pod koniec robi się trochę dramatycznie, kiedy nie wszystkim udaje się uciec albo wręcz ujść z życiem (chyba nie spoileruję za bardzo?), ale mimo wszystko warto obejrzeć. Na marginesie - film doczekał się growych adaptacji - lata temu na Spectruma (i podobno była zawalista gra) i niedawno, bo w 2003 na PC, PS2 i Xbox (i tu już podobno tak wesoło nie było). Daję zasłużone 4/5.

Obraz wysłany przez użytkownika
Obraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownika
Użytkownik
Dołączył: Maj 2008
Posty: 817
Skąd: Zabrze
Filmu okazji obejrzec jeszcze nie mialem, ale na PS2 w adaptacje gralem. Nie bylo tak tragicznie, jak niektorzy maluja, ale dobrze tez nie. Bardzo nijaka, odpadlem po pol godzinie ;)
_______________
Nintendo Wii U * PlayStation3 slim 160GB * Xbox 360Slim 250GB * Nintendo Wii * Nintendo DS classic * GameCube * PlayStation2 fat * PSone *SNES* *NES*

NNID: Spawara | Steam: Spawara
Obraz wysłany przez użytkownika
Obraz wysłany przez użytkownika
Użytkownik
Dołączył: Maj 2008
Posty: 25
Byl jeszcze Prisoner of War, wydany rok wczesniej z tego co widze, nie bylo takie zle nawet.
A film ciekawy, w sumie uderzajaca byla roznica miedzy ta sielanka przez wiekszosc czasu (bo te obozy jenieckie na zachodzie to dosc lajtowe byly) w kontrascie do jednak dosc dramatycznych zdarzen. I w sumie troche dluzyzna z ta ucieczka na motorze :)
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
Kiedyś pewnie z ciekawości aż grę sprawdzę, bo na screenach wygląda przyzwoicie :D.

Nr 407/1001
Obraz wysłany przez użytkownika
Shock Corridor (1963), USA, reż. Samuel Fuller

Na liście 1001 pełno jest niewypałów, artystycznych gniotów i naciąganych pozycji, na szczęście zdarzają się wśród nich nieznane mi wcześniej tytuły, które oglądam z czystą przyjemnością. Jednym z takich niespodziankowych prezentów okazał się właśnie Shock Corridor. Film opowiada o tym, jak reportem postanawia zdobyć nagrodę Pulitzera rozwiązując zagadkę niewyjaśnionego przez policję morderstwa w szpitalu dla wariatów. Przechodzi trening w udawaniu seksualnego furiata i udając przed wszystkimi szaleństwo zostaje w owym szpitalu zamknięty. I tam próbuje wyciągnąć z współpacjentów prawdę o morderstwie, przy okazji oczywiście walcząc z objawami własnego wariactwa. Film w założeniu jest dramatem, ale mi się świetnie oglądało to jako... komedię. Bo na poważnie dziś już tego nijak się brać nie da :). Ubawiłem się i uśmiałem z niektórych scen po pachy (nasz bohater zaatakowany przez nimfomanki i milośnie poturbowany aż do głębokich ran na twarzy, buahaha, to było tak durne że aż smieszne, albo bójka, od której tekturowe ścianki robiące za dekoracje aż falowały - zdaje się że budżet zbyt duży nie był ;)). Wariaci swoją drogą bardzo ciekawi - amerykański żołnierz który w Korei przeszedł na stronę komunistów, ale potem zwariował i myśli że jest generałem z wojny secesyjnej, czarnoskóry student który myśli że jest zatwardziałym członkiem KKK, niesamowicie gruby gostek mający się za nieżyjącego śpiewaka operowego - ciekawe typy. Sporo jest w fimie krzyku, szarpania się i jeszcze raz krzyku - musiałem kilka razy głośniczki przyciszać. Jest też kilka fajnych trików filmowych - zwidy, kilka scen w kolorze, halucynacje. Mój główny zarzut dotyczy urody głównej bohaterki, a raczej tejże urody braku - no ale cóż poradzić. Film ociera się w mojej ocenie o 4, ale ostatecznie daję 3++. Obejrzeć ku radości jak najbardziej można :).
Obraz wysłany przez użytkownika
Obraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownika
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
Nr 408/1001
Obraz wysłany przez użytkownika
Il Gattopardo /Lampart/ (1963), Włochy + Francja, reż. Luchino Visconti

Ponad 3-godzinna wycieczka do XIX-wiecznej (a dokładnie okolice roku 1860) Sycylii. Okres to burzliwy, powstawanie nowoczesnego państwa włoskiego, bunty, powstania i przemiany ustrojowe. Obserwujemy to wszystko z perspektywy pewnej starej arystokratycznej rodzinki - jej głowa - tytułowy 'gepard' (albo inny kociak, 3 różne wersje tytułu są), grany przez Burta Lancastera (a tak, Amerykanin we włoskim filmie, dubingowany okrutnie) niechętnie, ale jednak przyjmuje nowy porządek ze spokojem i zrezygnowaniem. Jego siostrzeniec (też dubingowany, bo Francuz - stały bywalec na liście - Alain Delon) wręcz przeciwnie - super się w nowych warunkach odnajduje, przyłączając się do kogo trzeba i bez wahania zdradzając by piąć się w górę na ściażkach kariery. Mamy też romans - Claudia Cardinale brzydka nie jest, ale zachwytów szczególnych u mnie nie wzbudziła - może przez to że ten dubbingowana, bo gdy śmiała się miała już całkiem przyjemny głos. Mimo że film trwa te 3 godziny z hakiem, to niezbyt wiele się w nim tak naprawdę dzieje. Gdzieś na początku mamy oczywiście bardzo widowiskowe sceny bitwy o Palermo - uliczne walki, czerwone koszule Garribaldiego i to chyba najfajniejszy choć krótki moment. Potem robi się dość hmm pospolicie. Czemu więc film znalazł się na liście? Bo to niesamowite widowisko kostiumowo - krajobrazowe. Dbałość o detale i wierność historii widać na każdym kroku - Sycylia szczęśliwie niewiele się widać przez 100 lat zmieniła, bo oglądamy całe XIX wieczne miasteczka, całe masy statystów w strojach z epoki, krajobrazy niezmącone ulicami i okablowaniem :). I za to należy się spory szacun. I jakoś to nawet rekompensuje brak chwytającej za serce fabuły, ot obserwujemy toczące się spokojnie mimo zawirowań historycznych życie rodzinki. Daję naciąganą tróję, bo mimo wszystko aż tak strasznie się nie wynudziłem :).

Obraz wysłany przez użytkownika
Obraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownika
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
Nr 409/1001
Obraz wysłany przez użytkownika
Vidas Secas /Susza/ (1963), Brazylia, reż. Nelson Pereira dos Santos

Dawno nie miałem na liście filmu o biedzie, więc najwyraźniej twórcy uznali, że już czas znów zdołować mnie obrazem nędzy, rozpaczy i tragedii. Tym razem w wydaniu brazylijskim. Skrajnie biedna rodzinka oberwańców boryka się z codziennymi problemami w piekle - na spalonej słońcem pustynii gdzie każdego dnia trzeba walczyć o przeżycie. Film bardzo powolny, bohaterowie niewiele mówią, ale widać że reżyser wiedział co robi - film robi wrażenie, choć nie takie jak mi się podoba :). Dobra gra dziecięcych aktorów, ale jeszcze lepsza psiaka - a dzieci i zwierzaki to najgorszy problem w filmach. Zresztą, ze zwierzakami w tym filmie się nie pieszczą - konie, krowy są bite bez mrugnięcia okiem, krowy przypalane, nic zresztą nie jest udawane - one są naprawde w filmie lane i maltretowane - zdaje się, że przez te 50 lat trochę się w tej kwestii zmieniło. Zasmuciła mnie tylko jedna scena, w której krzywda dzieje się pieskowi - i wyglądało to na tyle wiarygodnie, że całkiem możliwe, że podobnie jak krowy, to i psiaka na potrzeby filmu zmaltretowali, bo było widać że cierpiał, a aż tak dobrym aktorem to chyba nie był, żeby to udawać. Daję 2/5, bo nie lubię takich dołujących tematów.
Obraz wysłany przez użytkownika
Obraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownika
« Ostatnia zmiana: JRK, 18 wrz 2011, 12:57. »
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
Nr 410/1001
Obraz wysłany przez użytkownika
Méditerranée (1963), Francja, reż. Jean-Daniel Pollet, Volker Schlöndorff

40 minutowe coś, co imdb z jakiegoś powodu kwalifikuje do kategorii "dokument". Oglądamy krótkie scenki rodzajowe - dziewczyna się ciesze, kilka sekund oglądamy piramidy, zabijanie byka na arenie, jakaś dziewczyna w szpitalu, greckie ruiny, jakiś ogród, znów dziewczyna się czesze, zabijają innego byka, znów te same grecki ruiny, ten sam ogród, zabijają innego byka, dziewczyna w szpitalu, znów ten sam ogród, o piramidy przez moment, dziewczyna nadal w szpitalu, zabijają kolejnego byka, koniec. A wle francuski lektor czyta przez te 40 minut powolutku jakiś wiersz zdaje się, bo nie ma to co mówi ładu i składu. I żeby nie było że zmyślam, próbka: An uncharted memory flees stubbornly towards an
increasingly distant era. Pain spread across landscapes you cross but can never reach. To the eyes of a calm crowd, ...it is invisible. Oczywiście cały czas robiąc dramatyczne minutowe przerwy w wypowiedziach. Dokument? Toż to totalny gniot artystyczny. Pojęcia nie mam co robi na liście, jako że książki ze sobą nie zabrałem (dokupię w grudniu nowe wydanie albo w paczce z komputerem sobie prześlę), a imdb, jak i zresztą niemal cały internet litościwie na temat tego "dzieła" milczy. Omijać szerokim łukiem, strata czasu. 1/5
Obraz wysłany przez użytkownika
Obraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownika
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
Nr 411/1001
Obraz wysłany przez użytkownika
Khaneh siah ast /The House is Black/ (1963), Iran, reż. Forugh Farrokhzad

Nie ma to jak 20 minutowy dokument o irańskiej kolonii trędowatych na dobre rozpoczęcie/zakończenie dnia. Pooglądałem więc sobie niesamowicie zdeformowanych ludzi, ich codzienne zajęcia, zabawy, czyszczenie ran (bleee), posiłek itd. Trąd to naprawdę straszna choroba i film nie boi się tego pokazać. Na pewno robi wrażenie, ale ma się rozumieć zupełnie nie nadaje się jako rozrywka. W tle lecą jakieś modlitwy/wiersze, fabuły w tym brak, ale też i nie jest potrzebna - widoczki z tego miejsca są w zupełności wystarczające. 1/5 za zawartość.
Obraz wysłany przez użytkownika
Obraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownika
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
Nr 412/1001
Obraz wysłany przez użytkownika
The Haunting (1963), USA, reż. Robert Wise

Dla odmiany coś w miarę porządnego :). Horrow w starym stylu, zreszta w 99 roku zremakowany. "Niektóre domy rodzą się złe" - takimi słowami wita nas film. I w takim właśnie złym domu toczy się akcja. Profesorek który interesuje się zjawiskami paranormalnymi ściąga kilka osób do nawiedzonego domu by przeprowadzić eksperyment. I od pierwszej nocy zaczynają się jazdy - coś tłucze się po korytarzu, słychać jakiegoś odgłosy, coś tam widać, pojawiają się napisy na ścianach. Straszne to nie jest w najmniejszym nawet stopniu, ale podobało mi się przez to, że duch nie był pokazany na ekranie, widzieliśmy tylko rosnącą paranoję głównej bohaterki. Może zresztą wcale żadnego ducha nie było, może faktycznie były to "plamy na słońcu" i halucynacje niezbyt zrownoważonych osób? Film na te pytania nie odpowiada - i za to mu chwała. Ujęcia całkiem fajne, klimacik też odpowiedni, gra aktorska mimo pewnej sztuczności dialogów i z lekka denerwującej bohaterki do przełknięcia. Słowem - da się obejrzeć, czysta trójeczka.
Obraz wysłany przez użytkownika
Obraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownika
« Ostatnia zmiana: JRK, 22 wrz 2011, 11:29. »
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
Nr 413/1001
Obraz wysłany przez użytkownika
Yukinojô henge /An actor's revenge/ (1963), Japonia, reż. Kon Ichikawa

Dość dziwny film, ale mimo wszystko podobało mi się :D. Co do tego, że Japończycy to dziwni ludzie, nikogo zapewne przekonywać nie trzeba. I nie zaczęły się te ich jazdy ostatnio, ale są w tamtejszej kulturze zakorzenione od dawien dawna. Przykład - teatr kabuki, coś zupełnie dla mnie nie nadającego się do oglądania, a tam bardzo kiedyś (i poniekąd do dziś) popularne. I właśnie o artyście z takiego teatru (a rok w filmie to 1860) opowiada ten obraz. Od czego by tu zacząć... ok. W kabuki nie występowały kobiety, role żeńskie grali mężczyźni. Ale żeby nie było za łatwo, istniało prawo, które nakazywało takim aktorom przebierać się i zachowywać jak kobiety także poza sceną. Seryjnie. Nasz główny bohater chodzi więc cały czas w kobiecych ciuszkach, umalowany na gejszę i mówi cienkim głosikiem. I rozkochuje w sobie wszystkie kobiety :D. Żeby było zabawniej, ten sam aktor gra w filmie też bardzo męską rolę - złodzieja - i często na ekranie jest podwójnie - a to za sprawą sztuczek z filmem, a to za sprawą stojących tyłem aktorów. Zresztą, zabaw filmem jest sporo - zwłaszcza ze światłem - czasem widać tylko jednego z bohaterów, a reszta jest przygaszona, czasem jego oczy, czujecie mam nadzieję klimat. Wygląda to calkiem fajnie, eksperyment uznaję za udany :D. Sporo się też dzieje - czasem przeskakujemy ze scenki do innej w której od razu toczy się walka - musimy sie szybko orientować, też było to dla mnie nowe przeżycie kinowe :D. Część lokacji wygląda bardzo sztucznie - czasami gubiłem się, czy oglądam aktora na scenie, czy działo sie to "naprawdę". I to też było zamierzone, film sam w sobie jest taką zabawą z widzem - kabuki o kabuki. Doprawione wszystko znośnym humorem, scenami walki, śliczną młodą Japoneczką z ogromniastym kucykiem (zakochać się można) - i dostajemy dziwny, pokręcony, nietypowy, ale całkiem strawny film na 3+.
Obraz wysłany przez użytkownika
Obraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownika
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
Nr 414/1001
Obraz wysłany przez użytkownika
The Servant (1963), UK, reż. Joseph Losey

Kiedy zabierałem się za oglądanie tego tytułu nie miałem pojęcia jaki to nawet gatunek. Zaczyna się toto jako dramat obyczajowy, potem pojawia się zalążek thrillera, może nawet kryminału, ale na końcu znów wracamy do dramatu i to na dodatek psychodelicznego. A całość i tak jest drętwa, błee i nudna :). Nie warto więc się przynależnością gatunkową zbytnio przejmować. Londyn, jakiś bogaty utracjusz zatrudnia tytułowego służącego. A służący to podelec, knuciciel, intrygant i chyba szaleniec. Więc życie naszego Brytyjczyka do zbyt szczęśliwych należeć nie będzie. Trwa toto 2 godziny, pierwsza połowa to knowania służącego, które jednak ku mojemu zdziwieniu zostały w połowie filmu rozgryzione. Druga połowa jest bardziej schizowa, mniej sensowna (scena z zabawą w chowanego - wtf?) i jedyne wytłumaczenie to takie, że służący daje jakieś narkotyki swojemu panu i stąd takie dziwaczne zachowania. Nieważne. Ważne, że film niefajny, ale kończący rok 1963 w książce. 2/5 z litości.
Obraz wysłany przez użytkownika
Obraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownika
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
Nr 415/1001
Obraz wysłany przez użytkownika
Goldfinger (1964), Wielka Brytania, reż. Guy Hamilton

Ojoj, naprawdę minęło już 5 tygodni odkąd obejrzałem poprzedni film z listy? Szczęśliwie po tak długiej przerwie czekał na mnie kąsek smakowity w postaci trzeciego w serii filmu z Bondem (i jak pobieżne sprawdzenie książki pokazuje - jedynego w niej) z Seanem Connery w roli głównej. Mamy więc akcję, wybuchy, strzelaniny, piekne kobiety i szybkie samochody - wszystko co w dobrym "Bondzie" powinno być. Całość składa się w całkiem przyjemna rozrywkę. I nie przeszkadza fabuła tak naciągana jak to tylko możliwe, niezbyt celne wybory dziewczyn Bonda (seryjnie aktorka grająca Pussy Galore (a tak, tak, tak się właśnie nazywa) miała 37 lata? - jak podaje imdb najstarsza dziewczyna Bonda w historii), ani mocno szowinistyczne zagrywki Bonda (a może właśnie dlatego tak dobrze się to ogląda?) - jak może się bowiem nie podobać bandzior zabijający rzucanym melonikiem, laser rozcinający Bonda czy samochód z którego można katapultować pasażera? Po wyłączeniu ośrodka logiki w mózgu - zabawa przednia. 4/5
Obraz wysłany przez użytkownika
Obraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownika
Użytkownik
Dołączył: Maj 2008
Posty: 629
Skąd: Stolica
Że niby Goldfinger jest na tej liście, ale najbardziej klasycznego Bonda - Pozdrowienia z Moskwy nie ma? Ani Casino Royale z Craigiem, które jest IMO najlepszym Bondem?
_______________
If you're good at something, never do it for free.
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
Grimm - na to wyglada :D.

Nr 416/1001
Obraz wysłany przez użytkownika
Scorpio Rising (1964), USA, reż. Kenneth Anger

Badziewiaste półgodzinne coś. Ni to dokument, ni to film artystyczny, ważne że do kitu i nie warto tracić na to czasu. Brak dialogów, cały czas leci tylko jakiś kawałek muzyczny (to akurta fajne, lata 60 już całkiem znośne - m.in. Hit the road Jack), a my oglądamy... No właśnie, co my właściwie oglądamy? Pierwsze 6 minut jakiś gość składa motor, potem kolejne 5 minut inni goście się ubieraja w nieco pedalskie ubranka, potem gościu leży w łózku i czyta komiks, a na końcu jakaś podejrzana impreza halloweenowa i jeżdżenie na motorach. The end. Serio, jak ja nie lubię takich psuedoartystycznych filmów, z których nic nie wynika. Tyle dobrego, że to tylko pół godziny, więc jakoś da się strawić. 1/5
Obraz wysłany przez użytkownika
Obraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownika
« Ostatnia zmiana: JRK, 25 lis 2011, 20:27. »

Strona: « < ... 23 24 25 26 27 28 29 30 31 ... > »

Forum JRK's RPGs działa pod kontrolą UseBB 1