Autor |
Post |
|
|
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
|
19 września 2009, dzień 675 Mam tu trochę zaległości, a nawet coś tam się (poza graniem w Lotro) działo, więc postaram się ponadrabiać . 3 tygodnie temu odwiedziła mnie rodzinka (ale lokalna, emigrująca sobie w Dublinie). Przywieźli swojską własnoręcznie robioną kiełbachę (miała być na honorowym zdjęciu ale zjadłem za jednym posiedzenim zanim zdążyłem wyjąć aparat, cóż...) oraz 3-miesięcznego bobasa. Po wstępnym przeszkoleniu z zakresu historii rpg (usnął już przy roku 1978 ech...), postanowiliśmy wybrać się na wycieczkę krajoznawczą, jako że akurat nie padało. Pojechaliśmy sobie w bardzo zacne miejsce zwące się Mahon Falls - górka niezbyt wysoka - max. 700 m, a w miejscu z którego wodospad spada raptem 400, ale widoczki ładne. Zwłaszcza że z góry widać ocean. I teraz następuje wysyp zdjątek. Tak, popełnili błąd dając mi prowadzić wózek. Ale w drogę powrotną już się opamiętali . A na tym zdjęciu powinno być widać ocean przede mną, jak sobie leżakuję na szczycie wodospadu, ale aparat mam do kitu i prześwietla zapamiętale co się tylko da ;(. W drodze powrotnej zwabiłem towarzystwo do nadrobienia drogi, obiecują malownicze widoczki w nadmorskiej miejscowości - Dungarvan. Prawdziwy cel wizyty to oczywiście lokalny sklep z używanymi gierkami. Ale mimo że mieli pudełkowe wersje gierek na N-gage (jeeej!), to niestety nic erpegowego nie wypatrzyłem. Ale ocean był . No prawie, bo akurat zastosował odpływ... « Ostatnia zmiana: JRK, 21 wrz 2009, 23:22. »
|
|
|
Handlarz organów
Dołączył: Maj 2008
Posty: 1379
|
Czy ja tu widzę pseudo zarost ? To już nawet na golenie czasu nei znajdujesz ?
|
|
|
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
|
21 września 2009, dzień 677 2 tygodnie temu niespodziewanie zaczęło się w Irlandii lato. I to takie uczciwe, nie tylko że nie padało, ale nawet chmurek na niebie było mało. Dni takich w ciągu roku można policzyć na palcach ręki, więc razem z sublokatorami wybraliśmy się na kolejną krajoznawczo-przyrodniczą wycieczkę. Popadło tym razem na swojsko brzmiącą nazwę miejscowości YOUGHAL (wym. jołl) - nad Atlantykiem, tak mniej więcej w połowie drogi między Waterford, a Cork. Wycieczka całkiem udana, spacerek nad morzem, oglądanie witryn sklepowych, obowiązkowa wizyta w Gamestopie (ale używanych PS2 malutko oj malutko i na dodatek nie-rpgowych, rewizyty tu wobec tego nie planuję). Typowe irlandzkie miasteczko Podstawa to lansowe sznurówki +5 do charyzmy Siata z zakupami (z obowiązkowego nawet w miejscowości z 200 mieszkańcami) polskiego sklepu --> kolejne +5 do charyzmy. I jeszcze jedno plażowe zdjęcie, morze się na nim nie zmieściło jednakże
|
|
|
Użytkownik
Dołączył: Maj 2008
Posty: 109
|
nerka99 napisał(a) Czy ja tu widzę pseudo zarost ? To już nawet na golenie czasu nei znajdujesz ?
czas to pewnie jest, gorzej z funduszami skoro te 2nd handy pojawiaja sie jak grzyby po deszczu
|
|
|
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
|
2 października 2009, dzień 688 Korzystając z wciąż trwającego w Irlandii lata (nie pada!) przez prawie cały wrzesień sporo sobie po niej wędrowałem. Zaliczyłem dwa kolejne geo-hash-pointy, wagary z pracy (5 godzinny spacerek, na zakończenie którego zostałem złapany przez szefową, ale szczęśliwie zachowałem trzeźwy umysł i bez mrugnięcia okiem skłamałem, że miałem pilną sprawę w banku i wyszedłem tylko na 5 minut; chyba uwierzyła), zwiedzanie okolicy. Dziś w każym razie Irlandia głosuje w sprawie UE - plakaty i namolna kampania reklamowa jest wszędzie, obie strony TAK/NIE bredzą nie na temat, zmieniając debatę w coś zupełnie innego, no ale nieistotne, polityka mnie i zapewne was nie bawi . Czas na kilka obrazków. I mam nadzieję, że niedługo wydarzy mi się coś godnego opisania tu, bo inaczej nuda mnie tak pokona, że sam coś wykombinuję (jak np. ponowne rzucenie roboty, a co a co, ciekawie ma być!).
|
|
|
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
|
12 października 2009, dzień 709 Jako że za 4 wypada druga rocznica mojego lądowania w Irlandii, mogłem przeprowadzić matematyczną korektę liczniczka dni . Dzieje się w sumie niewiele. Doszło nowe kocie mięsko [już się między sobą powoli zaczynają dogadywać], praca nadal powoduje u mnie odruchy wymiotne, ale za nową się nie rozglądam, bo to by mi kolidowało z graniem . Odczuwam głęboką pustkę wewnętrzną po wczorajszym ukończeniu Lotro i intensywnie poszukuję klina którym to sobie odreaguję. I tak się wesoło toczy dniem za dniem.
|
|
|
Użytkownik
Dołączył: Maj 2008
Posty: 109
|
JRK napisał(a)
LOL, widze ze ci sie mocno spodobalo i ostro cwiczysz. Miny tego kota tez sa juz coraz lepsze. Popracuj jeszcze troche nad nim i moze kiedys sie nawet ucieszy ze zostanie posilkiem swojego pana bo narazie jakos tak bez przekonania to robi
|
|
|
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
|
14 października 2009, dzień 681 (po zdaniu sobie sprawy, że druga rocznica za miesiąc a nie 2 dni, ups). Pamiętacie przebój internetu z początku lat 2000 - bonsai kitten? Jeśli nie, to poszukajcie informacji na własną rękę (ale ostrzegam, temat dość spaczony, tylko dla widzów o mocnych nerwach - mimo że jak się okazało była to tylko prowokacja i żart jakiegoś studenta z USA). W każdym razie - mój kot do takich eksperymentów nadawałby się znakomicie, bo jest chętny do wszelkich wyrzeczeń byle tylko znaleźć się na zdjęciu i na stronie. Parcie na szybkę w tak wczesnym wieku, ech co z niego wyrośnie...
|
|
|
Handlarz organów
Dołączył: Maj 2008
Posty: 1379
|
JRK napisał(a) Parcie na szybkę w tak wczesnym wieku, ech co z niego wyrośnie...
Nic, zdążysz go zabić zanim roczek skończy
|
|
|
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
|
28 lipca 2010 Pierwsza emigracja oficjalnie zakończona . 971 dni (wliczam w to zagraniczne rozboje) na obczyznie za mna. Zobaczymy jak dlugo teraz wytrzymam w domowych pieleszach .
|
|
|
Użytkownik
Dołączył: Maj 2008
Posty: 629
Skąd: Stolica
|
To znaczy, że nie wracasz do Irlandii? A już planowałem wybrać się w przyszłym roku na Wyspy i negocjować darmowy nocleg u Ciebie btw. co dalej planujesz w życiu, Dżeju? _______________ If you're good at something, never do it for free.
|
|
|
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
|
Na dobry początek planuję wakacje . O jakieś konkretne plany będę się martwił po nich . Powrót na Wyspę jest zawsze możliwy i jako że mam już emigrację obcykaną, ewentualna ponowna ucieczka z kraju nie będzie już aż takim wyzwaniem i logistycznym problemem jak za pierwszym razem. Myślę pozytywnie, ale co z tego wyniknie - obaczymy. Ale gdybym się jednak znów miał irlandyzować, to darmowy nocleg na pewno dostaniesz .
|
|
|
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
|
Reaktywacja wątku . Choć emigracji na razie nie planuję, ale za to startuję z kolejnym Camino . Tym razem wersja skrócona, bo tylko 2 tygodnie i 250 km do przejścia. Wyruszam jutro, plan majowych podróży pokazuje mapka poniżej. Kolejność kolorów: czarny, niebieski, czerwony, brązowy i... nie wiem jak się ten ostatni nazywa, taki jasny brązowy ;-). Na mapie wygląda dość skomplikowanie, ale 2 bonusowe kropki to międzylądowania w drodze na i z camino - frankfurt i bruskela. Wracam 20 maja do Polski, ale tylko żeby się przepłukać, kupić Wiedźmina 2 (oby nie miał obsuwy!) i 22 maja wskakuję w samoloto do Dublina. Jeszcze nie wiem ile tam zabawię - 3 dni minimum, 2 tygodnie max zapewne. Postaram się na bieżąco starym sposobem zabawiać was zdjęciami tyłu mojej głowy z podróży ;-).
|
|
|
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
|
Dzien 2 Wyprawa poki co jest bardzo bardzo intensywna. Wyjazd rozpoczal sie wczoraj o 4:49 rano od pociagowej wyprawy do Wwy. Oczywiscie wczesniej bylo tylko kilka zbyt krotkich godzin snu. Pogoda po drodze dosc dziwna, na zmiane chmury ,deszcz, mgla i slonko. Ale z tego co sie orientuje w dzis i wczoraj w Polsce padal snieg, wiec zrobilo sie jeszcze dziwniej (pokazywaki krakow w sniegu w niemieckiej telewizji na dworcu!). W wwie bylem o 9 rano, samolot dopiero o 14, chcialem wiec zrobic wjazd do Zlotych Tarasow do Empiku i Saturna. Oczywiscie przeliczylem sie, bo zapomnialem o 3 maja. Dowloklem sie wiec smutnawy na lotnisko i zaladowalem do samolotu do Frankfurtu. Oczywiscie trzeba bylo mnie wzywac przez megafon, bo sie zagadalem przez telefon . We Frankfurcie przesiadla na samolot do Lizbony. Bol polegal na tym, ze czekac trzeba bylo do godz. 22ej, czyli ponad 5 godzin. Terminal spory, darmowe gazety do poczytania w roznych jezykach, darmowa kawka/herbatka/takie tam do oporu, wiec moco nie cierpialem. Oba samoloty Lufthansy i czekala mnie niespodzianka w postaci obiadow i darmowych napojojow/drinkow na pokladach. Widac tanie irlandzkie linie lotnicze nauczyly mnie ze na nic na pokladzie liczyc nie mozna. Lot prowadzil na Paryzem i przynajmniej zobaczylem sobie to miasto z gory. Kiedys i tam dotre. W Lizbonie ladowanie o 2 w nocy czasu polskiego. I tu kolejny bol. Autobus do Porto dopiero o 8 rano. Czyli nocka oczekiwania na dworcu. Delikatny horror. O ile jeszcze brak snu przez dwie doby jako tako zniose (lata giercowego treningu i irlandzkich zarwanych nocek w pracy), to fakt ze bylem coraz bardziej zapocony i brudny pozytywnie mnie do zycia nie nastawial .-). W koncu nastal ranek i z kilkoma przygodami i przesiadkami przemiescilem sie przez miasto na dworzec autobusowy (tak ukryty ze znalezc go to cud). Autokar calkiem zacny ,spac sie dalo, wiec w koncu po jakichs 30 godzinach podrozy moglem sobie chwile pospac. Zrobilismy sobie postoj w Fatimie - moge sie wiec chwalic, ze tam bylem (cale 5 minut na dworcu ale ciii). W koncu - Porto! Pogoda super, miasto jeszcze ladniejsze, polozone nad szeeeroka rzeka, z wieloma mostami (w tym slynnego Eiffela - naprawde robi wrazenie ogromem) i wysokimi brzegami. Cale pofaldowane, uliczki waskie i wspinaja sie i opadaja caly czas. Przeslicznie. Ale i biednie. Mnostwo pustostanow, zabiedzonych ludzi na ulicach, sklepow jak z naszego PRLu. Klimat slowem bardzo ciekawy .Mniej ciekawy byl fakt, ze przez 3 godziny blakalem sie z plecakiem zanim znalazlem wolne miejsce w hostelu. Ale w koncu mam . Hostel swietny, nowoczesny, mlodziezowy, nowka prawie nie smigana. Wzialem prysznic i odzylem. Pospalem ze 2 godzinki, wybralem sie na zwiedzanie, zjadlem dobry obiadek za jedyne 5,50 euro (zupa ,ryba, ziemniaki, chleb, obowiazkowa karafka wina). Teraz jest godzina 19, dorwalem sie do netu, ide na jeszcze jeden prysznic i spac 12 godzin do rana . Wlasnie sprawdzilem, ze jutro geohashingowy punkt wypada na obrzezach Porto, wiec postaram sie tam wybrac zanim rusze w trase na polnoc do Santiago. Trasa: 250 KM, czas przewidywany 10 dni.~ Do nastepnego, zdjec tu nie moge wrzucic ,moze nastepnym razem sie uda .
|
|
|
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
|
Portugalia to dziki kraj, w ktorym dostep do netu to rarytas, wiec i wpisy mi sie tu rozwalily . A teraz jak mam tydzien do nadrabiania, to jakos nie czuje sie na silach tyle naraz klepac. Chyba wiec tym razem wrzuce po powrocie kilka fotek i na tym sie skonczy :-). W kazdym razie, jestem juz w Hiszpanii, do Santiago zostaly mi 40 km i 2 dni luzackiej drogi. Pogodowo super, nie za cieplo, lalo tylko jeden dzien. Portugalska czesc trasy to porazka, jesli sie wam kiedys na Camino zbierze, to koniecznie, wersje francuska (czyli przez Hiszpanie jak sama nazwa wskazuje). W Portugalii idzie sie po 30 km dziennie asfaltem, pobocza brak, sa tylko 3 metrowe mury, wiec uciekac przez pedzacymi tymi waskimi szosami tirami nie ma gdzie, czlowiek wtapia sie w mur i zastanawia, czy i tym razem przezyje. I tak co 10 sekund. Bleh. Widoczki za to swietne, mnostwo winnic (ale tu wiosna, wiec dopiero krzaczkorki sie zielenia, nie mozna jeszcze podjadac).
|