

Dziwniejsze jest to, że zniknęły wszystkie oceny na forum (te prostokąciki)...
Strona: « < ... 30 31 32 33 34 35 36 37 > »
Autor | Post |
---|---|
#496 31 paź 2013, 9:44
|
|
Użytkownik
Dołączył: Lut 2009
Posty: 259
|
No jak to tak, już niedługo miała być przełomowa połowa, a tu dowaliłeś tyle filmów
![]() |
#497 04 sty 2014, 12:30
|
|
Ojciec nieprowadzący
![]() Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
|
Nr 488/1155
![]() 2001: A Space Odyssey (1968), Wielka Brytania, reż. Stanley Kubrick Dziwny, ale bardzo ładny wizualnie film. Po kilku miesiącach posuchy, wracam do oglądania filmów. Albo tylko tego jednego, to się wkrótce okaże :). Film kultowy, już go nawet kiedyś jako małolat oglądałem, pamiętam że leciało w noc sylwestrową zaczynają od północy i jakoś te trzy godziny wysiedziałem, dostałem gorączki, bolała mnie głowa i niewiele zrozumiałem. Tym razem obyło się bez gorączki, ale też całego filmowego przesłania nie rozgryzłem, musiałem się posilać wujkiem imdb żeby się dowiedzieć, co ja w zasadzie na ekranie widziałem :). Dotyczy to zwłaszcza ostatniej pół godzinki filmu, gdzie oglądamy nie wiadomo co, jakieś formacje świetlne, dziwne wzorki itp. Podobno w latach 60/70 do kina waliły na to tłumy, bo się to super na prochach oglądało. I bez prochów wygląda to zresztą jak jakiś dziwny i odlotowy trip :). Film to głównie uczta dla oczu - i to w pierwszej części, gdy poznajemy praczłowieka - super widoczki wczesnej Ziemi, jak i w kolejnych, dziejących się w przyszłości (no, a przynajmniej rok 2001 wydawał się przyszłością dla twórców w roku 1968 :D)- tam napatrzymy się na gwiazdy, planety, statki kosmiczne. Wszystko z doskonałą muzyką w tle - ścieżka dzwiękowa jest rozpoznawna nawet przez osoby które filmu nie znają (http://www.youtube.com/watch?v=UqOOZux5sPE - tu akurat Strauss, który niekoniecznie dla filmu ten numer napisał, ale co tam :D). Mało jest za to dialogów - pierwsze 25 minut nie pada ani jedno słowo, podobnie ostatnie pół godziny. Efekty specjalne - z pełnym zaskoczeniem przyjąłem do wiadomości, że ten film powstał w końcówce lat '60 - efekty są znakomite, nic nie pachnie sztucznością, wizualnie bez zarzutów. No i kultowy HAL, który na stałe wprowadził motyw zbuntowanego superkomputera knującego przeciw ludziom (jego dialogi i kultowe zdania widziałem już w paru grach, na chwilę obecną do głowy przychodzi oczywiście Fallout). Wahałem się między oceną 3 i 4 (bliżej 3 byłem kiedy nie wiedziałem co oglądam, po doczytaniu po projekcji zaczęło mi się układać w całość dopiero). Czy warto obejrzeć? Nawet jeśli się nie spodoba, to i tak trzeba - to obowiązkowa pozycja dla miłośników sci-fi. 4/5 ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() « Ostatnia zmiana: JRK, 04 sty 2014, 12:31. » |
#498 13 sty 2014, 23:13
|
|
Ojciec nieprowadzący
![]() Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
|
Nr 489/1155
![]() Vargtimmen /Hour of The Wolf/ (1968), Szwecja, reż. Ingmar Bergman Ugh, znów Bergman. I znów ci sami aktorzy, co za każdym razem. Autorzy książki zapewne nie oglądali tych filmów, tylko wzięli encyklopedię i wklepali wszystkie jego filmy na listę! Ci sami aktorzy, a na dodatek w tych samych rolach co 2 filmy temu- znów Max von Sydoc i Liv Ullmann grają małżeństwo żyjące sobie na wyspie. Ale o ile w Shame chociaż tło wojenne było w miarę ciakawe, tak Godzina Wilka nie ma nic na swoją obronę. Tak prawdę mówiąc, po obejrzeniu filmu nie wiedziałem o co chodzi, Max i Liv żyją sobie na tej wyspie, spotykają dziwnych ludzi, gadają o bzdurach, czasem mają jakieś schizowe sny o których opowiadają, na końcu zaś pojawiają się jakieś wampiry i ich zjadają albo co. WTF? Czyżby w którymś momencie filmu zaczął się sen? Czy to były duchy? Zwidy? Imdb podpowiedział mi, że a i owszem, byłem blisko - bohater w którymś momencie zwariował i to były jego omamy, tyle że film nie raczył tego nam powiedzieć, wręcz zdradziecko oszukiwał pokazując sceny w których i żona z duchami/zjawami gadała. To może to i ona zwariowała? Nieważne tak naprawdę. Ważne, że nic a nic mnie nie obchodziło kto i dlaczego zwariował, dziwne scenki wkurzały, bezsensowne dywagacje na temat roli artysty nudziły. Jedna jedyna scena mi się podobała, gdy nasz bohater szedł przez korytarz pełen gołębi - ale nawet ta scenka nie uratowała filmu przed otrzymaniem najniższej możliwej noty 1/5. Nudy, nudy i jeszcze raz nudy, film w którym nic nie trzyma się ładu i składu, los bohaterów mnie nie interesuje, przedawkowanie elementów symbolicznych aż boli i nic z tego wszystkiego nie wynika. Bergman dostaje u mnie kolejnego minusa. ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() |
#499 22 sty 2014, 17:43
|
|
Ojciec nieprowadzący
![]() Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
|
Nr 490/1155
![]() Targets (1968), USA, reż. Peter Bogdanovich O filmie jak zwykle nie miałem pojęcia, więc kiedy w pierwszych minutach filmu zobaczyłem stare zamczysko, nietoperze i burzę z piorunami, a po zamku zaczął się przechadzać Boris Karloff (czyli aktor który wcielił się w potwora Frankensteina i wiele innych ról horrorowych), zacząłem sobie robić nadzieję, że będzie dobrze. Potem jeszcze mignął mi młody Jack Nickolson i już miałem zakrzyknąć z radości, gdy pojawił się napis The End. Po kilku minutach filmu. WTF? Okazało się, że był to film w filmie i nici z horroru z Borisem Karloffem. Chociaż nie tak do końca... Boris gra tutaj w zasadzie siebie (choć pod innym imieniem, huh) - podstarzałego aktora z horrorów, który postanawia się rozstać ze światem filmu. Do tego wszystkiego dorzucony jest nowoczesny horror - maniakalny zabójca z całym arsenałem broni, który pewnego dnia postanawia zabić jak największą ilość przypadkowych osób. Oglądało się to z chorą fascynacją - gdy gostek ze snajperką leżał na dachu fabryki i walił w przypadkowych kierowców i pasażerów przejeżdżających aut, jak niektórzy nieświadomi swego losu zmieniając pas ratowali sobie życie, inni ginęli nie wiedząc kiedy. Ostateczne starcie mordercy z przypadkowo cały czas pałętającym mu się pod lufą Karloffem nastąpiło oczywiście podczas premiery jego ostatniego horroru, w kinie dla zmotoryzowanych (swoją drogą ciekawa idea, tutaj bardzo dobrze przedstawiona od strony techniczno - organizacyjnej - zawsze mnie intrygowało jak toto wyglądało, bo w Polsce (chyba?) takich cudów nie mieliśmy. Ostatnie starcie Karloffa ze snajperem bardzo satysfakcjonujące, film mimo że mnie oszukał w pierwszych minutach, to później bardzo ładnie się wybronił- trzymał w napięciu, wciągnął, a nawet w kilku momentach rozbawił. Można śmiało obejrzeć bez straty czasu - mocne 3+/5. Przy okazji - nie wierzę własnym oczom, nowy imageshack zaczął w końcu działać jak należy - hurtowe wrzucanie plików i kopiowanie ich adresów już nie boli, nie gubi też rozmiarów. Normalnie cud! ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() « Ostatnia zmiana: JRK, 22 sty 2014, 17:44. » |
#500 22 sty 2014, 20:17
|
|
Użytkownik
![]() Dołączył: Lut 2013
Posty: 65
Skąd: W-wa
|
Chyba obejrzę
![]() _______________ For the king, for the land, for the mountains, For the green valleys where dragons fly, For the glory the power to win the black lord, I will search for the emerald sword! |
#501 02 lut 2014, 21:32
|
|
Ojciec nieprowadzący
![]() Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
|
Nr 491/1155
![]() Night of The Living Dead (1968), USA, reż. George A. Romero Kultowy film, kóry zapoczątkował filmowo/growe szaleństwo zombiaków, które trwa do dziś. Niskobudżetowy (tak nisko, że już się niemal niżej nie dało, typu - jak im się auto porysowało, to zmienili scenariusz żeby to uzasadnić), z amatorami w rolach głównych (zęby bolą zwłaszcza od oglądania gry aktorskiej głównej bohaterki). Opowiada o walce o przeżycie przypadkowej grupki osób osaczonej w pewnym domku przez bandę zombiaków. Na ekranie po raz pierwszy w historii kina możemy zobaczyć takie smakowite obrazki jak wyżeranie ludzkich wnętrzności, córeczka dziabiąca mamusię narzędziem ogrodniczym, a potem podgryzającą tatusia - czyli dziś widoki powszednie, w latach '60 jednakże szokujące widzów nieprzyzwyczajonych do takich atrakcji. Film wprowadził horror w nową erę - teraz straszył hektolitrami krwi i flaków, kiedyś ponurymi gotyckimi zamczyskami. Dziś oczywiście zupełnie nie straszy, ale trzymać w napięciu, a i owszem - trzyma. Zwłaszcza pod koniec nocy, gdy już wiadomo że nie wszyscy z ocalałych doczekają ranka i kibicuje się (choć w sumie nie bardzo jest komu, same jakieś takie niesympatyczne typy się trafiły) pozostałym. Spoiler: . Czy warto to dziś obejrzeć? Tylko jako ciekawostkę historyczną, na pewno nie po to żeby przeżyć uniesienia horrorowe albo jakiekolwiek inne. 3/5 bo mimo wszystko nieco się rozerwałem. PS zbyt wcześnie pochwaliłem imageshacka, znów zaczął gubić rozmiary obrazków. Bleh. ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() |
#502 01 mar 2014, 20:07
|
|
Ojciec nieprowadzący
![]() Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
|
Nr 492/1155
![]() Ma Nuit Chez Maud /Moja Noc z Maud/ (1969), Francja, reż. Eric Rohmer Imageshack calkiem sie zmarnowal, nie dosc ze przeszedl na dzialalnosc komercyjna, to jeszcze stare zdjecia wrzucone wczesniej pokazuje jak mu sie zywnie podoba, sigh. No nic, eksperymentujemy dzis z wstaw.org moze bedzie lepiej... Ten film obejrzalem juz czas jakis temu, ale dopiero teraz zebralo mi sie na spisanie mych wrazen ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() « Ostatnia zmiana: JRK, 01 mar 2014, 20:18. » |
#503 01 mar 2014, 22:17
|
|
Użytkownik
![]() Dołączył: Lut 2013
Posty: 65
Skąd: W-wa
|
Narzekasz i narzekasz na tego Imageshacka, a mi to nie przeszkadza
![]() Dziwniejsze jest to, że zniknęły wszystkie oceny na forum (te prostokąciki)... _______________ For the king, for the land, for the mountains, For the green valleys where dragons fly, For the glory the power to win the black lord, I will search for the emerald sword! |
#504 01 mar 2014, 22:34
|
|
Administrator
![]() Dołączył: Maj 2008
Posty: 59
|
Wbrew pozorom to nic dziwnego, tylko niefortunna ofiara adresów, które zmieniły się nieco przy modernizacji strony. Grafiki ocen siedzą teraz w innym katalogu. Na stronie wszystko gra. Zapomniałem, że JRK używał ich też tutaj. |
#505 02 mar 2014, 23:24
|
|
Użytkownik
![]() Dołączył: Lut 2013
Posty: 65
Skąd: W-wa
|
Dobry Pan Admin naprawił i działa
![]() _______________ For the king, for the land, for the mountains, For the green valleys where dragons fly, For the glory the power to win the black lord, I will search for the emerald sword! |
#506 05 mar 2014, 15:42
|
|
Ojciec nieprowadzący
![]() Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
|
Nr 493/1155
![]() Lucia (1969), Kuba, reż. Humberto Solas Kolejna zawalidroga na mojej drodze przez książkę, prawie 3-godzinny dramat historyczny z Kuby. A w zasadzie trzy dramaty miłosno-historyczne, bo tak naprawdę w cenie jednego dostajemy trzy (czyli każdy prawie godzinny) filmy, których fabularnie nie łaczy nic - w każdym z nich główną bohaterką jest kobieta o imieniu Lucia i obserwujemy jej perypetie miłosne na tle jakiegoś ważnego wydarzenia w nowożytnej historii Kuby - zaczynając od powstania przeciw Hiszpanom z 1895 roku, przez powstanie z 1832, aż po rewolucję Fidela Castro z lat '60. Historie ułożone są w rosnącej tendencji bycia interesującymi - od niemal wcale, przez prawie wcale aż w końcu wcale nie interesującą. Jest za to dużo emocji i to tych w wydaniu latynoskim, który znamy z telenoweli z Ameryki Południowej - dużo krzyków, histerii, jeszcze więcej krzyków i huśtawek nastrojów. Jedyny plus filmu to kilka ciekawych scen - w pierwszej części znajdzie się nawet bitwa - z szarżami kawalerii, golutkimi czarnoskórymi wojownikami, a wszystko na tle dżungli i bajeranckich wodospadów. Drugi film to zamieszki uliczne i strzelanina w teatrze, w trzecim.. hmm w sumie w trzecim nic epickiego nie było, nawet historia miłosna skończyła się bez jednego zgonu i w przeciwieństwie do pozostałych nawet niemal happy endem - od razu widać, że rządy Castro były tym, na co udręczony lud na Kubie czekał od tylu pokoleń ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() « Ostatnia zmiana: JRK, 05 mar 2014, 15:44. » |
#507 09 mar 2014, 17:41
|
|
Ojciec nieprowadzący
![]() Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
|
Nr 494/1155
![]() Hsia Nu /A Touch of Zen/ (1969), Tajwan, reż. King Hu Na marginesie, dopiero się gapnąłem, że to już trzeci film z roku 1969, '68 oglądałem przez jakieś pół roku, zobaczymy czy z tym pójdzie mi sprawniej ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() |
#508 07 kwi 2014, 10:30
|
|
Ojciec nieprowadzący
![]() Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
|
Nr 495/1001
![]() Butch Cassidy and The Sundance Kid (1969), USA, reż. George Roy Hill Western z Paulem Newmanem i Robertem Redfordem w tytułowych rolach głównych. Na dodatek z zacięciem komediowym, dużą ilością super widoczków, pościgami, strzelaninami, wybuchami i pociągami. Czego chcieć więcej?! ![]() http://www.youtube.com/watch?v=uS9Qmgk4aR0. Zdecydowanie polecam, a 5/5 nie daję tylko dlatego, że zakończenie (mimo że wyjątkowo epickie) pozostawiło mnie jednak w lekko smutnym nastroju - nie mogę się doczekać kiedy w tych filmach "źli" bohaterowie przestaną być w końcu karani i dobro przestanie obowiązkowo triumfować. ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() |
#509 08 kwi 2014, 10:59
|
|
Ojciec nieprowadzący
![]() Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
|
Nr 496/1001
![]() Midnight Cowboy (1969), USA, reż. John Schlesinger Świat się kończy. Dramat obyczajowy o ciężkim losie meneli z Nowego Jorku oceniam na 4/5 ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() |
#510 28 kwi 2014, 21:29
|
|
Ojciec nieprowadzący
![]() Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
|
Nr 497/1001
![]() Satyricon (1969), Włochy + Francja, reż. Federico Fellini Niezbyt często używam takich sformułowań, zwłaszcza przy pisaniu bądź co bądź publicznego tekstu, ale dla tego filmu zrobię wyjątek - jeśli miałbym go opisać jednym słowem, to brzmiałoby ono "pojebany". Oglądałem ten film przez większą część 2 godzin nie mając pojęcia co się dzieje na ekranie, dlaczego się dzieje, ani dokąd to w zasadzie zmierza i jaki ma cel. Po jakimś czasie wydedukowałem iż akcja dzieje się w antycznym Rzymie i opowiada o perypetiach pewnego młodzieńca. Nie zawsze trzymają się kupy, akcja skacze, starzy wrogowie są nagle najlepszymi kumplami, w którymś momencie wręcz scenka urywa się w pół zdania. Dopiero wizyta na mądrym imdb podpowidziała mi o co chodzi - film jest oparty na rzymskim poemacie, który jednakże do naszych czasów w całości nie dotrwał - mamy tylko jego strzępy i Fellini postanowił te strzępy sfilmować, nic od siebie nie dodając i urywając brakujące kawałki. Zabieg ciekawy, ale i cały film eksperymentatorski - to tzw. art movie, czyli takie bardziej dzieło sztuki dla wybrednego widza niż kogoś pragnącego rozrywki, sensu i fabuły ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() |
Strona: « < ... 30 31 32 33 34 35 36 37 > »
Forum JRK's RPGs działa pod kontrolą UseBB 1