Forum JRK's RPGs

Encyklopedia galaktyczna gier cRPG

1001 movies you must see before you die!

Strona: « < 1 2 3 4 5 6 7 8 9 ... > »

Autor Post
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
Zdrada jak widać czai się na każdym kroku. Do mojego czarnego notesika dopisuję dziś sobie czerwonym, krwistym kolorem dwa kolejne nazwiska. Strzeżcie się fałszywcy!!! :-) I przy okazji - przeciętnie człowiek ma 100-150 tys. włosów, więc ilość jaką podał Nerka99 obsłużyłaby 800.000 miasto. To tak na marginesie.
« Ostatnia zmiana: JRK, 17 sie 2008, 22:27. »
Handlarz organów
Dołączył: Maj 2008
Posty: 1379
JRK napisał(a)
I przy okazji - przeciętnie człowiek ma 100-150 tys. włosów, więc ilość jaką podał Nerka99 obsłużyłaby 800.000 miasto. To tak na marginesie.

kurde zapomniałem, że nie wszyscy wiedzą że jesteś Wookim... ups, no i się wydało:P
_______________
Obraz wysłany przez użytkownika
« Ostatnia zmiana: nerka99, 17 sie 2008, 22:38. »
Użytkownik
Dołączył: Lip 2008
Posty: 269
Skąd: Będzin
Czuje w powietrzu zagładę... armaggedon... pączki bez lukru !
Handlarz organów
Dołączył: Maj 2008
Posty: 1379
Desty napisał(a)
Czuje w powietrzu zagładę... armaggedon... pączki bez lukru !

pal licho lukier... grunt żeby nadzienia nie zabrali :P
_______________
Obraz wysłany przez użytkownika
Użytkownik
Dołączył: Maj 2008
Posty: 554
do kamieniolomow ich! albo na stos:D
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
Nr 133/1001
Obraz wysłany przez użytkownika
Rebecca (1940), USA, reż. Alfred Hitchock

Po długiej wakacyjnej przerwie zabieram się za nadrabianie zaległości filmowych. No to do roboty! Pierwszy amerykański film Alfreda i to taki, za który od razu dostał dwa Oscary. Młoda, nieśmiała i uboga dziewczyna poznaje milionera, w którym się zakochuje i który chyba też zakochuje się w niej. Żeni się z nią w każdym razie i zabiera do swojej posiadłości. Ale nie mogą zaznać szczęścia, bo nad całością unosi się duch poprzedniej małżonki - tytułowej Rebeki. Nowa pani domu jest przygnieciona wspomnieniami o poprzedniej, mimo że ta zginęła tragicznie na dnie oceanu. Pierwsza połowa rozkręca się dość powoli, ale już drugą łyka się jednym tchem, tyle zaczyna się dziać i tak to jak u Hitchcocka wciąga :). Można z całą przyjemnością obejrzeć. A zakończenia nie byłem pewien do samego końca, więc jest dobrze! I jeszcze ciekawostka - aktorka pierwszoplanowa miała być w filmie wiecznie przestraszona i zagubiona. Hitchock osiągnął ten cel wmawiając jej, że wszyscy na planie jej nienawidzą :). Udało się! Pozycja 65/133.
Obraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownika
« Ostatnia zmiana: JRK, 07 wrz 2008, 2:20. »
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
Nr 134/1001
Obraz wysłany przez użytkownika
Fantasia (1940), USA, reż. Ben Sharpsteen

Wina za braki w aktualizacji tego wątku, a tym samym za zwolnienie tempa oglądania ponosi Mass Effect :). Ale teraz, jak już z nim skończyłem, może wrócę na właściwą ścieżkę. W każdym razie - Fantasia to kolejna animacja Disneya na liście - chociaż sam szefu nie dożył momentu jej premiery. Niestety, jest też to film niesamowicie nudny i długi - składa się z kilku zdecydowanie różnych części - każda to inny utwór muzyki klasycznej i inna animacja. Niektóre spoko, inne zupełnie drętwe, no ale główny zarzut to czas trwania - kto wysiedzi 2 godziny słuchając klasyków?? Na pewno nie główni odbiorcy Disneya, czyli dzieciaki. Ja też nie dałem i musiałem sobie na kilka dni rozłożyć. Pierwszy filmik mnie rozwalił i bardzo negatywnie do całości nastawił - po ekranie latały jakieś kreski, kółeczka, chmurki, tańczące grzybki - słowem sen narkomana po zażyciu dawki. Potem na szczęście było już lepiej - z Myszką Miki jako uczniem czarodzieja jako najfajniejszym kawałkiem. Były też wybitnie nie-Disneyowe zagrania - gołopiersiowe centaurzyce, wielki, zły szatan na szczycie góry wrzucający dusze w ogień (i to nie zabawny diabełek, ale diablisko pełną gębą!), podobno w oryginale były też elementy rasistowkie - czarne centaury z murzyńskimi wypukłymi ustami szorujące podkowy białych centaurów - ale tego w mojej wersji nie było... W każdym razie - gdyby zostawić 2 utworki, trwało by to z 15 minut i było znośne i przyjemne, a tak - zdecydowanie zbyt monotonne. Pozycja 65/134.
Obraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownika
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
Nr 135/1001
Obraz wysłany przez użytkownika
The Philadelphia Story (1940), USA, reż. George Cukor

Romantyczna komedia z gwiazdorską obsadą - Cary Grant, Katharine Hepburn i James Stewart w rolach głównych, z czego ten ostatni za swoją rolę dostał Oscara (drugiego dostał scenariusz). Film zaczyna się nieźle - kobieta wyrzuca faceta z domu, widać jakiś rozwód, ona łamie mu na dowidzenia kij golfowy, on sprzedaje jej cios w twarz, aż ta pada na ziemię. Wesoło :). Skaczemy następnie w czasie o dwa lata i lądujemy w przeddzień kolejnego wesela tejże rozwódki. Na scenie pojawia się jednak były mąż wraz z towarzyszącą mu parą reporterów. I będzie się działo, czy dojdzie do ślubu? Czy zwycięży stara miłość, a może pojawi się znikąd jeszcze inna? Film jest zabawny, kilka dialogów szczerze mnie rozbawiło, choć przydługie nieco sceny z pijaństwem jakoś nijak nie wprawiły mnie w dobry nastrój :). Widać że i aktorzy nie byli z tym pomysłem zbyt oswojeni, bo sceny po pijaku grają sztucznie i jakoś tak bez polotu. Trochę też naciągane było odnowienie moralne (ojej, skąd ja znam takie słowa??) panny młodej - ale przymykając na to oko, bawiłem się przy tym filmie dobrze. Pozycja 37/135.
Obraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownika
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
Nr 136/1001
Obraz wysłany przez użytkownika
The Grapes of Wrath (1940), USA, reż. John Ford

Dramat. I to wybitnie dołujący i przygnębiający. Bardzo nie lubię takich klimatów, a jednak mimo to, przed bite dwie godziny siedziałem i oglądałem. Coś w tym filmie jest takiego, że przyciąga uwagę, wsysa, a potem wypluwa wrak człowieka :). USA, lata 20 XX wieku, załamanie gospodarcze. Biedna rodzina farmerów zmuszona jest opuścić swoją ziemię i wyruszyć za pracą do krainy obiecanej - Kaliforni. Podróż jest mordercza, warunki fatalne, konkurencja ze strony innych rozbitków życiowych ogromna. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze wyzysk ze strony plantatorów, skorumpowana policja i mamy już pełnię obrazu nędzy i rozpaczy. Ogląda się te wszystkie nieszczęścia spadające na tych biednych ludzi naprawdę z ciężkim sercem, aktorzy też są znakomici - nie wiem czy naturszczycy, czy nie, ale są doskonali. Tylko to ogólne przygnębienie i depresja, jaka mi po tym filmie zostały - niezbyt przyjemne uczucie. Pozycja 68/136.
Obraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownika
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
Nr 137/1001
Obraz wysłany przez użytkownika
Dance, Girl, Dance (1940), USA, reż. Dorothy Arzner

Jeszcze jeden film o ciężko pracującej artystce, która dzięki pracy i uporowi dochodzi na szczyt, po drodze walcząc z zalewem przeciwności losu. Młoda Irlandka marzy o tym, by zostać słynną tancerką, ale póki co razem z koleżankami, z których najbardziej przebojowa to Bubbles tańczy w podrzędnych knajpkach i podejrzanych lokalach. Kiedy do Bubbles wreszcie uśmiecha się los i zostaje królową burleski, również nasza bohaterka załapuje się na scenę - ale niestety w charakterze pośmiewiska. Mimo to nie poddaje się i tańczy, dziewczyna, tańczy. Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze dość skomplikowane związki uczuciowe między wszystkimi bohaterami, sporo tańca i śpiewu (średniej jakości, nie porwało mnie), jest też porządna walka między dziewczynami i kawałek Nowego Jorku sprzed -wow- 70 lat. Można obejrzeć. A na obrazkach pod spodem obczajcie zwłaszcza ostatni - fajne te gazety kiedyś (?) były :). Pozycja 44/137.
Obraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownika
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
Nr 138/1001
Obraz wysłany przez użytkownika
Pinocchio (1940), USA, reż. Hamilton Luske, Ben Sharpsteen

Kolejna animacja ze studia Disneya. Tym razem na warsztat poszła znana na całym świecie bajka o drewnianym chłopczyku, który chciał stać się prawdziwy, ale miał do szkoły pod górkę i zanim się ustatkował, sporo naszarpał nerwów swojemu przybranemu ojcu. No i nie można zapominać o niezłym tricku z rosnącym podczas kłamania nosie. U Disneya Pinokio nie jest tak zły jak w książce, a tylko niepełnosprawny umysłowo i dlatego daje się wrabiać we wszystkie draki. Ale najfajniejszą postacią w filmie jest hmm to chyba konik polny - Jiminy Cricket - komentujący wszystko w bardzo dorosły sposób, jego żarty naprawdę mnie rozbawiały - coś w stylu Shrekowego Osła. Animacja też bardzo dobra, naprawdę aż trudno uwierzyć, że to było 70 lat temu. A Reksio powstał kilkadziesiąt lat po Pinokiu... Argh :)). Pozycja 7/138.
Obraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownika
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
Nr 139/1001
Obraz wysłany przez użytkownika
The Mortal Storm (1940), USA, reż. Frank Borzage

Wojna w Europie trwała już na dobre drugi rok, kiedy Amerykanie postanowili coś w tej sprawie kinowo zrobić, zamiast kręcić bajki o pajacykach, czy komedie romantyczne. A i to z tego co czytałem władze nie były zbytnio zadowolone z denerwowania faszystowskich Niemiec tym filmem. A jest to film dobry, wybitnie antynazistowski. Opowiada o pewnej niemieckiej rodzince (profesor żyd, żona Niemka, czwórka dzieci) i zaczyna się w 1933, w dniu dojścia Hitlera do władzy. Tego samego dnia, uporządkowane i szczęśliwe życie rodzinne zaczyna rozsypywać się w gruzy. Reżyser pokazuje narastający terror faszystowki, będąc oczywiście w zgodzie z historią - zanim Hitler wziął się za sąsiadów zgotował Niemcom piekło - aresztowania nieprawomyślnych i tych, którzy nie popierali władzy były na porządku dziennym, były już też obozy koncentracyjne - tyle że bez masowych mordów - choć te zdarzały się, tyle że nie na taką skalę jak później podczas wojny. W film wepchnięto również historię miłosną - żeby pewnie jakoś zachęcić widzów do obejrzenia tego, choć nawet i bez niej film by się znakomicie obronił. Pozycja 25/139.
Obraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownika
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
Nr 140/1001
Obraz wysłany przez użytkownika
The Bank Dick (1940), USA, reż. Edward F.Cline

Druga na liście komedia nieznanego mi wcześniej W.C.Fieldsa. I szczerze, jakoś mi gość nie przypadł do gustu już przy okazji It's a gift. Tu wypadło to troszkę lepiej, ale tylko trochę. To taka zwariowana komedia, z głównym bohaterem grubszym starszym jegomościem ostro popijającym sobie i bijącym dzieci :). Takie rzeczy śmieszyły widocznie w tamtych czasach, nie mi oceniać :). Fabuła to tylko pretekst do sporej dawki mniej lub bardziej śmiesznych scenek - nasz główny bohater przypadkiem zostaje reżyserem, potem przypadkiem odzyskuje skradzione z banku pieniądze, zostaje tam zatrudniony jako tytułowy bank dick (bez skojarzeń, to taki tylko tajny strażnik), namawia przyszłego zięcia do "wypożyczenia" z banku kasy na zakup podejrzanych obligacji, potem stara się nie dopuścić do śledztwa w tej sprawie, a na końcu znów ratuje bank przed kradzieżą. Wszystko zupełnie przypadkowo. Przykładowe żarty to rzucanie w ludzi kamieniami, duszenie dzieci, palenie papierosa uchem, czy upijanie urzędników państwowych. Tja. Pozycja 33/140.
Obraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownika
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
Nr 141/1001
Obraz wysłany przez użytkownika
Citizen Kane (1941), USA, reż. Orson Welles

Rok 1941. Film uznawany przez wielu za najlepszy film z historii kina. Wcześniej go nie widziałem, więc oczekiwania miałem spore. I poniekąd zostały spełnione, bo film mi się podobał, choć nazywanie go najlepszym jest jednak pewnym przegięciem :). Na pewno zastosowano w nim całą masę dotychczas nieużywanych sztuczek filmowych - baaaardzo ciekawe ujęcia kamery (choć coś podobnego było już w ruskim Czlowieku z Kamera sprzed lat), przenikanie się kadrów, całkowicie pogmatwana linia chronologiczna. Reżyser też niezły, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego wiek - miał 24 lata gdy to nakręcił (grał też główną rolę i przysiągłbym, że miał wtedy jakieś 50 lat, niezła charakteryzacja!). A film opowiada historię życia najbogatszego przedwojennego Amerykanina - magnata prasowego. Jego postać była zresztą wzorowana na prawdziwym człowieku, który dzięki swoim gazetom i kontroli nad innymi środkami masowego przekazu doprowadził nawet do wybuchu wojny USA vs Hiszpania - niezły wyczyn, trzeba to przyznać :). Film zaczyna się sceną śmierci głównego bohatera, gdy na łożu śmierci wyszeptuje słowo "Rosebud". Pewien reporter stara się dowiedzieć co znaczyło to słowo, rozmawiając z bliskimi zmarłego - i właśnie z ich opowieści złożony jest ten film - każdy z opowiadających zna inne fakty, ma też inne punkty widzenia - cały film to taka układanka, którą ogląda się jednak bardzo przyjemnie (mimo niekiedy dłużyzn, kiedy nie dzieje się zbyt wiele ciekawego...). Aha - to jeszcze tylko dodam, że każdy by się domyślić, że Rosebud to.... no dobra, nie będę taki ;-). Pozycja 23/141.
Obraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownikaObraz wysłany przez użytkownika
Użytkownik
Dołączył: Maj 2008
Posty: 137
Obejrzałem właśnie "L Age d'or"... i sam nie wiem co o tym myśleć... filmy o miłości w reżyserii Bunuela są zdecydowanie zbyt ciężkostrawne jak na mój gust :)

Strona: « < 1 2 3 4 5 6 7 8 9 ... > »

Forum JRK's RPGs działa pod kontrolą UseBB 1