« Ostatnia zmiana: JRK, 17 sie 2008, 22:27. »
Strona: « < 1 2 3 4 5 6 7 8 9 ... > »
Autor | Post |
---|---|
#61 17 sie 2008, 22:24
|
|
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
|
Zdrada jak widać czai się na każdym kroku. Do mojego czarnego notesika dopisuję dziś sobie czerwonym, krwistym kolorem dwa kolejne nazwiska. Strzeżcie się fałszywcy!!! :-) I przy okazji - przeciętnie człowiek ma 100-150 tys. włosów, więc ilość jaką podał Nerka99 obsłużyłaby 800.000 miasto. To tak na marginesie.
« Ostatnia zmiana: JRK, 17 sie 2008, 22:27. » |
#62 17 sie 2008, 22:37
|
|
Handlarz organów
Dołączył: Maj 2008
Posty: 1379
|
kurde zapomniałem, że nie wszyscy wiedzą że jesteś Wookim... ups, no i się wydało « Ostatnia zmiana: nerka99, 17 sie 2008, 22:38. » |
#63 17 sie 2008, 22:39
|
|
Użytkownik
Dołączył: Lip 2008
Posty: 269
Skąd: Będzin
|
Czuje w powietrzu zagładę... armaggedon... pączki bez lukru !
|
#64 17 sie 2008, 22:40
|
|
Handlarz organów
Dołączył: Maj 2008
Posty: 1379
|
|
#65 18 sie 2008, 18:16
|
|
Użytkownik
Dołączył: Maj 2008
Posty: 554
|
do kamieniolomow ich! albo na stos
|
#66 07 wrz 2008, 2:14
|
|
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
|
Nr 133/1001
Rebecca (1940), USA, reż. Alfred Hitchock Po długiej wakacyjnej przerwie zabieram się za nadrabianie zaległości filmowych. No to do roboty! Pierwszy amerykański film Alfreda i to taki, za który od razu dostał dwa Oscary. Młoda, nieśmiała i uboga dziewczyna poznaje milionera, w którym się zakochuje i który chyba też zakochuje się w niej. Żeni się z nią w każdym razie i zabiera do swojej posiadłości. Ale nie mogą zaznać szczęścia, bo nad całością unosi się duch poprzedniej małżonki - tytułowej Rebeki. Nowa pani domu jest przygnieciona wspomnieniami o poprzedniej, mimo że ta zginęła tragicznie na dnie oceanu. Pierwsza połowa rozkręca się dość powoli, ale już drugą łyka się jednym tchem, tyle zaczyna się dziać i tak to jak u Hitchcocka wciąga . Można z całą przyjemnością obejrzeć. A zakończenia nie byłem pewien do samego końca, więc jest dobrze! I jeszcze ciekawostka - aktorka pierwszoplanowa miała być w filmie wiecznie przestraszona i zagubiona. Hitchock osiągnął ten cel wmawiając jej, że wszyscy na planie jej nienawidzą . Udało się! Pozycja 65/133. « Ostatnia zmiana: JRK, 07 wrz 2008, 2:20. » |
#67 14 wrz 2008, 17:08
|
|
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
|
Nr 134/1001
Fantasia (1940), USA, reż. Ben Sharpsteen Wina za braki w aktualizacji tego wątku, a tym samym za zwolnienie tempa oglądania ponosi Mass Effect . Ale teraz, jak już z nim skończyłem, może wrócę na właściwą ścieżkę. W każdym razie - Fantasia to kolejna animacja Disneya na liście - chociaż sam szefu nie dożył momentu jej premiery. Niestety, jest też to film niesamowicie nudny i długi - składa się z kilku zdecydowanie różnych części - każda to inny utwór muzyki klasycznej i inna animacja. Niektóre spoko, inne zupełnie drętwe, no ale główny zarzut to czas trwania - kto wysiedzi 2 godziny słuchając klasyków?? Na pewno nie główni odbiorcy Disneya, czyli dzieciaki. Ja też nie dałem i musiałem sobie na kilka dni rozłożyć. Pierwszy filmik mnie rozwalił i bardzo negatywnie do całości nastawił - po ekranie latały jakieś kreski, kółeczka, chmurki, tańczące grzybki - słowem sen narkomana po zażyciu dawki. Potem na szczęście było już lepiej - z Myszką Miki jako uczniem czarodzieja jako najfajniejszym kawałkiem. Były też wybitnie nie-Disneyowe zagrania - gołopiersiowe centaurzyce, wielki, zły szatan na szczycie góry wrzucający dusze w ogień (i to nie zabawny diabełek, ale diablisko pełną gębą!), podobno w oryginale były też elementy rasistowkie - czarne centaury z murzyńskimi wypukłymi ustami szorujące podkowy białych centaurów - ale tego w mojej wersji nie było... W każdym razie - gdyby zostawić 2 utworki, trwało by to z 15 minut i było znośne i przyjemne, a tak - zdecydowanie zbyt monotonne. Pozycja 65/134. |
#68 15 wrz 2008, 19:00
|
|
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
|
Nr 135/1001
The Philadelphia Story (1940), USA, reż. George Cukor Romantyczna komedia z gwiazdorską obsadą - Cary Grant, Katharine Hepburn i James Stewart w rolach głównych, z czego ten ostatni za swoją rolę dostał Oscara (drugiego dostał scenariusz). Film zaczyna się nieźle - kobieta wyrzuca faceta z domu, widać jakiś rozwód, ona łamie mu na dowidzenia kij golfowy, on sprzedaje jej cios w twarz, aż ta pada na ziemię. Wesoło . Skaczemy następnie w czasie o dwa lata i lądujemy w przeddzień kolejnego wesela tejże rozwódki. Na scenie pojawia się jednak były mąż wraz z towarzyszącą mu parą reporterów. I będzie się działo, czy dojdzie do ślubu? Czy zwycięży stara miłość, a może pojawi się znikąd jeszcze inna? Film jest zabawny, kilka dialogów szczerze mnie rozbawiło, choć przydługie nieco sceny z pijaństwem jakoś nijak nie wprawiły mnie w dobry nastrój . Widać że i aktorzy nie byli z tym pomysłem zbyt oswojeni, bo sceny po pijaku grają sztucznie i jakoś tak bez polotu. Trochę też naciągane było odnowienie moralne (ojej, skąd ja znam takie słowa??) panny młodej - ale przymykając na to oko, bawiłem się przy tym filmie dobrze. Pozycja 37/135. |
#69 17 wrz 2008, 14:43
|
|
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
|
Nr 136/1001
The Grapes of Wrath (1940), USA, reż. John Ford Dramat. I to wybitnie dołujący i przygnębiający. Bardzo nie lubię takich klimatów, a jednak mimo to, przed bite dwie godziny siedziałem i oglądałem. Coś w tym filmie jest takiego, że przyciąga uwagę, wsysa, a potem wypluwa wrak człowieka . USA, lata 20 XX wieku, załamanie gospodarcze. Biedna rodzina farmerów zmuszona jest opuścić swoją ziemię i wyruszyć za pracą do krainy obiecanej - Kaliforni. Podróż jest mordercza, warunki fatalne, konkurencja ze strony innych rozbitków życiowych ogromna. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze wyzysk ze strony plantatorów, skorumpowana policja i mamy już pełnię obrazu nędzy i rozpaczy. Ogląda się te wszystkie nieszczęścia spadające na tych biednych ludzi naprawdę z ciężkim sercem, aktorzy też są znakomici - nie wiem czy naturszczycy, czy nie, ale są doskonali. Tylko to ogólne przygnębienie i depresja, jaka mi po tym filmie zostały - niezbyt przyjemne uczucie. Pozycja 68/136. |
#70 20 wrz 2008, 23:20
|
|
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
|
Nr 137/1001
Dance, Girl, Dance (1940), USA, reż. Dorothy Arzner Jeszcze jeden film o ciężko pracującej artystce, która dzięki pracy i uporowi dochodzi na szczyt, po drodze walcząc z zalewem przeciwności losu. Młoda Irlandka marzy o tym, by zostać słynną tancerką, ale póki co razem z koleżankami, z których najbardziej przebojowa to Bubbles tańczy w podrzędnych knajpkach i podejrzanych lokalach. Kiedy do Bubbles wreszcie uśmiecha się los i zostaje królową burleski, również nasza bohaterka załapuje się na scenę - ale niestety w charakterze pośmiewiska. Mimo to nie poddaje się i tańczy, dziewczyna, tańczy. Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze dość skomplikowane związki uczuciowe między wszystkimi bohaterami, sporo tańca i śpiewu (średniej jakości, nie porwało mnie), jest też porządna walka między dziewczynami i kawałek Nowego Jorku sprzed -wow- 70 lat. Można obejrzeć. A na obrazkach pod spodem obczajcie zwłaszcza ostatni - fajne te gazety kiedyś (?) były . Pozycja 44/137. |
#71 22 wrz 2008, 17:51
|
|
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
|
Nr 138/1001
Pinocchio (1940), USA, reż. Hamilton Luske, Ben Sharpsteen Kolejna animacja ze studia Disneya. Tym razem na warsztat poszła znana na całym świecie bajka o drewnianym chłopczyku, który chciał stać się prawdziwy, ale miał do szkoły pod górkę i zanim się ustatkował, sporo naszarpał nerwów swojemu przybranemu ojcu. No i nie można zapominać o niezłym tricku z rosnącym podczas kłamania nosie. U Disneya Pinokio nie jest tak zły jak w książce, a tylko niepełnosprawny umysłowo i dlatego daje się wrabiać we wszystkie draki. Ale najfajniejszą postacią w filmie jest hmm to chyba konik polny - Jiminy Cricket - komentujący wszystko w bardzo dorosły sposób, jego żarty naprawdę mnie rozbawiały - coś w stylu Shrekowego Osła. Animacja też bardzo dobra, naprawdę aż trudno uwierzyć, że to było 70 lat temu. A Reksio powstał kilkadziesiąt lat po Pinokiu... Argh ). Pozycja 7/138. |
#72 22 wrz 2008, 22:04
|
|
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
|
Nr 139/1001
The Mortal Storm (1940), USA, reż. Frank Borzage Wojna w Europie trwała już na dobre drugi rok, kiedy Amerykanie postanowili coś w tej sprawie kinowo zrobić, zamiast kręcić bajki o pajacykach, czy komedie romantyczne. A i to z tego co czytałem władze nie były zbytnio zadowolone z denerwowania faszystowskich Niemiec tym filmem. A jest to film dobry, wybitnie antynazistowski. Opowiada o pewnej niemieckiej rodzince (profesor żyd, żona Niemka, czwórka dzieci) i zaczyna się w 1933, w dniu dojścia Hitlera do władzy. Tego samego dnia, uporządkowane i szczęśliwe życie rodzinne zaczyna rozsypywać się w gruzy. Reżyser pokazuje narastający terror faszystowki, będąc oczywiście w zgodzie z historią - zanim Hitler wziął się za sąsiadów zgotował Niemcom piekło - aresztowania nieprawomyślnych i tych, którzy nie popierali władzy były na porządku dziennym, były już też obozy koncentracyjne - tyle że bez masowych mordów - choć te zdarzały się, tyle że nie na taką skalę jak później podczas wojny. W film wepchnięto również historię miłosną - żeby pewnie jakoś zachęcić widzów do obejrzenia tego, choć nawet i bez niej film by się znakomicie obronił. Pozycja 25/139. |
#73 23 wrz 2008, 22:53
|
|
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
|
Nr 140/1001
The Bank Dick (1940), USA, reż. Edward F.Cline Druga na liście komedia nieznanego mi wcześniej W.C.Fieldsa. I szczerze, jakoś mi gość nie przypadł do gustu już przy okazji It's a gift. Tu wypadło to troszkę lepiej, ale tylko trochę. To taka zwariowana komedia, z głównym bohaterem grubszym starszym jegomościem ostro popijającym sobie i bijącym dzieci . Takie rzeczy śmieszyły widocznie w tamtych czasach, nie mi oceniać . Fabuła to tylko pretekst do sporej dawki mniej lub bardziej śmiesznych scenek - nasz główny bohater przypadkiem zostaje reżyserem, potem przypadkiem odzyskuje skradzione z banku pieniądze, zostaje tam zatrudniony jako tytułowy bank dick (bez skojarzeń, to taki tylko tajny strażnik), namawia przyszłego zięcia do "wypożyczenia" z banku kasy na zakup podejrzanych obligacji, potem stara się nie dopuścić do śledztwa w tej sprawie, a na końcu znów ratuje bank przed kradzieżą. Wszystko zupełnie przypadkowo. Przykładowe żarty to rzucanie w ludzi kamieniami, duszenie dzieci, palenie papierosa uchem, czy upijanie urzędników państwowych. Tja. Pozycja 33/140. |
#74 28 wrz 2008, 13:52
|
|
Ojciec nieprowadzący
Dołączył: Maj 2008
Posty: 3566
|
Nr 141/1001
Citizen Kane (1941), USA, reż. Orson Welles Rok 1941. Film uznawany przez wielu za najlepszy film z historii kina. Wcześniej go nie widziałem, więc oczekiwania miałem spore. I poniekąd zostały spełnione, bo film mi się podobał, choć nazywanie go najlepszym jest jednak pewnym przegięciem . Na pewno zastosowano w nim całą masę dotychczas nieużywanych sztuczek filmowych - baaaardzo ciekawe ujęcia kamery (choć coś podobnego było już w ruskim Czlowieku z Kamera sprzed lat), przenikanie się kadrów, całkowicie pogmatwana linia chronologiczna. Reżyser też niezły, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego wiek - miał 24 lata gdy to nakręcił (grał też główną rolę i przysiągłbym, że miał wtedy jakieś 50 lat, niezła charakteryzacja!). A film opowiada historię życia najbogatszego przedwojennego Amerykanina - magnata prasowego. Jego postać była zresztą wzorowana na prawdziwym człowieku, który dzięki swoim gazetom i kontroli nad innymi środkami masowego przekazu doprowadził nawet do wybuchu wojny USA vs Hiszpania - niezły wyczyn, trzeba to przyznać . Film zaczyna się sceną śmierci głównego bohatera, gdy na łożu śmierci wyszeptuje słowo "Rosebud". Pewien reporter stara się dowiedzieć co znaczyło to słowo, rozmawiając z bliskimi zmarłego - i właśnie z ich opowieści złożony jest ten film - każdy z opowiadających zna inne fakty, ma też inne punkty widzenia - cały film to taka układanka, którą ogląda się jednak bardzo przyjemnie (mimo niekiedy dłużyzn, kiedy nie dzieje się zbyt wiele ciekawego...). Aha - to jeszcze tylko dodam, że każdy by się domyślić, że Rosebud to.... no dobra, nie będę taki ;-). Pozycja 23/141. |
#75 29 wrz 2008, 20:49
|
|
Użytkownik
Dołączył: Maj 2008
Posty: 137
|
Obejrzałem właśnie "L Age d'or"... i sam nie wiem co o tym myśleć... filmy o miłości w reżyserii Bunuela są zdecydowanie zbyt ciężkostrawne jak na mój gust
|
Strona: « < 1 2 3 4 5 6 7 8 9 ... > »
Forum JRK's RPGs działa pod kontrolą UseBB 1