Autor |
Post |
|
|
Użytkownik
Dołączył: Lip 2008
Posty: 494
|
My Time at Portia - Gra z typu farmerskich, chociaż zamiast rolnictwem, zajmujemy się tu prowadzeniem warsztatu rzemieślniczego. Zaczyna się podobnie jak większość gier z gatunku - dostajemy list, że w jakiejś sielskiej mieścinie czeka na nas warsztat pozostawiony przez ojca (który zostawił rodzinę 11 lat wcześniej i plącze się gdzieś po dalekich rubieżach). Przyjeżdżamy, zastajemy rozwalającą się drewnianą chatkę na granicy z wioską. Naszym zadaniem jest odbudowa domu, a następnie stworzenie w ogródku doskonale funkcjonującego parku maszynowego, dzięki któremu podołamy wszelkim zadaniom zlecanym przez mieszkańców - pod tym względem gra więc przypomina bardziej Foragera niż Stardew Valley. W tym celu ścinamy drzewa, wykopujemy rudy z kamieni i odwiedzamy ruiny w celu pozyskania części mechanicznych i elektronicznych. W międzyczasie uczestniczymy w życiu społeczności - okresowych festynach świątecznych, a przez rozmowę z ludźmi, dawanie im prezentów i wypełnianie zadań zwiększamy nasz poziom zażyłości z poszczególnymi osobami, co przekłada się na wymierne korzyści - na przykład zaprzyjaźnienie się z burmistrzem pozwoli nam taniej kupować kolejne działki pod zabudowę. Uprawiać rośliny i hodować zwierzęta również jak najbardziej można, ale jest to jedynie poboczna aktywność, mająca na celu pozyskanie skór i produktów żywnościowych do tworzenia potraw - na własne potrzeby lub na prezenty. Zarabiamy bowiem głównie na wypełnianiu codziennych zadań zlecanych mieszkańców (i wywieszanych na tablicy ogłoszeń) oraz bardziej rozbudowanych misji fabularnych. Te ostatnie polegają na tworzeniu konstrukcji inżynieryjnych (jak mosty, żurawie czy generatory energii) i bezpośrednio przekładają się na odblokowanie nowych obszarów i funkcjonalności - widok nowego miasteczka powstającego na wyspie, do której osobiście zbudowaliśmy most i działającej elektrowni wiatrowej, do której elementy również powstały w naszym warsztacie jest całkiem satysfakcjonujący. Interesujący jest również świat, w którym toczy się gra - pozornie jest to jedynie urocza, małomiasteczkowa okolica, szybko jednak dowiadujemy się, że w rzeczywistości jest to czas po trzeciej wojnie światowej (albo innym globalnym katakliźmie, nie jest to wprost wyjaśnione, wspomina się jedynie o "Erze Mroku", w której słońce zgasło, a na świecie panowało zimno i głód - czyżby zima nuklearna?). Odwiedzane przez nas ruiny poza minerałami są bogate w artefakty minionej epoki - jak pralka, zabawkowe żołnierzyki czy figura, podejrzanie przypominająca statuę wolności, w ciągu fabularnym poznajemy również dwa przeciwstawne sobie nurty myślowe - kościół, który uważa, że technologia sprowadziła jedynie zgubę na świat i należy się jej wyrzec oraz naukowców, którzy badają odnalezione w ruinach informacje i tworzą schematy urządzeń mających na celu ułatwianie ludziom życia. Konflikt ten jednak nie jest zbyt wyraźnie zarysowany i możemy spokojnie żyć ze wszystkimi w zgodzie. Od strony audiowizualnej gra nie ma się czego wstydzić - proste, ale schludne i cieszące oko komiksowe 3D, połączone z relaksującymi ścieżkami dźwiękowymi - które doskonale współgrają ze spokojnym, nieco leniwym tempem gry. Gra nie wyznacza bowiem odgórnego limitu czasowego, w którym mamy coś osiągnąć - poza zadaniami od mieszkańców na które, o ile nasz park maszynowy jest w miarę rozwinięty, czasu również jest aż nadto. Możemy więc grać we własnym tempie i spędzenie kilku dni na spokojnym zwiedzaniu okolicy, poznawaniu mieszkańców czy nawet siedzeniu i patrzeniu się w przestrzeń nie ma żadnych negatywnych konsekwencji. Z drugiej strony nie znaczy to, że rozgrywka jest nudna - przeciwnie, rzeczy do zrobienia jest zawsze aż nadto, a jeśli przyjdzie nam ochota komuś przyłożyć możemy wybrać się do niebezpiecznych ruin - które wypełnione są agresywnymi przeciwnikami do ubicia. Pod koniec linii fabularnej również robi się znacznie ciekawiej i bardziej dramatycznie. Mi osobiście ten tytuł bardzo się spodobał i z przyjemnością spędziłam w nim ok. 80 godzin - a gdybym chciała zrobić i odblokować wszystko, co możliwe, pewnie starczyłoby na drugie tyle. Wbrew temu, co pisałam wcześniej ostatecznie jednak przesiadłam się ze Switcha na PC. Na obu platformach widoczny był ten sam problem - spadki klatek w niektórych obszarach, tymczasowe przywieszenia przy doczytywaniu czy okresowe (choć na szczęście niezbyt częste) crashe - wygląda na to, że to raczej problem gry, a nie mojego bardzo już leciwego sprzętu. Tym niemniej bawiłam się świetnie i polecam grę miłośnikom podobnych tytułów. Stan obecny: 78
|
|
|
Użytkownik
Dołączył: Lip 2008
Posty: 494
|
Mages of Mystralia - gra akcji z zagadkami logicznymi. W świecie mystralii osoby, u których ujawniał się talent magiczny przechodziły do klasy rządzącej bez względu na pochodzenie. Kraina opływała w dostatki, dopóki jednemu ze świeżo upieczonych magów woda sodowa nie uderzyła do głowy - zaczął studiować mroczne zaklęcia, oszalał i zrównał z ziemią kilka miast. Po jego pokonaniu kasta czarodziejów została wyjęta spod prawa, a użycie czarów zakazane. Naszą bohaterką jest młoda dziewczyna, w której obudził się talent magiczny - dość potężny, związany z ogniem i niekontrolowany. Skutek był łatwy do przewidzenia - po przypadkowym wywołaniu pożaru musiała uciekać z wioski. Szybko na szczęście znajduje mentora, ten jednak jest zwolennikiem nauki przez działanie. Po przekazaniu jej podstawowej wiedzy wysyła ją w świat, by dalej rozwijała swoje zdolności. Gra określana jest przez niektórych jako skrzyżowanie serii Zelda (starszych odsłon znaczy) z Magicką - i sporo w tym prawdy. Rozgrywka toczy się w rzucie izometrycznym, walczymy z potworami w czasie rzeczywistym, szukamy skarbów w zakamarkach, rozwiązujemy zagadki środowiskowe i wykonujemy zadania zlecane przez mieszkańców. Naszym orężem są zaklęcia, które komponujemy samodzielnie z czterech kamieni (oznaczających żywioły) oraz run, które zmieniają ich właściwości. Na przykład kamień ziemi użyty samodzielnie tworzy tarczę, ale w połączeniu z ruchem pozwala na sprint, możemy też tworzyć mosty na rzekach czy lawie, strzelać kulami ognistymi we wszystkie strony czy napędzać wiatraki wirami powietrza. Ten cały arsenał przyda się zarówno do walki, jak i rozwiązywania łamigłówek - wymagających przeważnie zarówno precyzji w celowaniu czarami, jak i odpowiedniej ich konstrukcji. Niektóre z nich naprawdę wymagają ruszenia głową. Systemu rozwoju postaci na erpegową modłę nie ma, w toku rozgrywki znajdziemy jednak nowe różdżki, wzmacniające efekty czarów poszczególnych żywiołów oraz fioletowe kule (zazwyczaj pochowane w zakamarkach lub stanowiące nagrodę za rozwiązanie zagadek), które wrzucone do specjalnych fontann na stałe powiększą nasz zasób many lub zdrowia. Podsumowując - Mages of Mystralia to wciągająca gra akcji, opatrzona kolorową, przyjazną dla oka oprawą graficzną i interesującym systemem magii. O fabule nie ma co tu wspominać, bo jest jedynie na doczepkę. Tworzenie własnych czarów i używanie ich w walce i zagadkach daje sporo satysfakcji, chociaż kombinacji nie jest aż tak dużo, a łamigłówki mają przeważnie jedno, konkretne rozwiązanie. Tym niemniej miłośnicy gier zeldopodobnych powinni być usatysfakcjonowani. Stan obecny: 77« Ostatnia zmiana: Lotheneil, 18 sty 2020, 18:11. »
|
|
|
Użytkownik
Dołączył: Lip 2008
Posty: 494
|
Dark Future: Blood Red States - zręcznościowa ścigałka z uzbrojonymi po dach pojazdami. Jesteśmy najemnikiem w postapokaliptycznym świecie, który zarabia na życie niszcząc pojazdy róznych frakcji na zlecenie, wykradając z nich informacje albo ochraniając konwoje. Pomiędzy misjami lądujemy w garażu, gdzie możemy zainkasować zapłatę za wykonane zadania, a następnie dozbroić lub opancerzyć swój wóz i przyjąć kolejną misję. I tak w kółko. Sama rozgrywka przypomina mi wyścigi z Mad Maxa, z jedną dość istotną różnicą - dostępną w każdym momencie aktywną pauzą, w czasie której możemy wydawać pojazdowi rozkazy - zmiany pasa ruchu, celowania w określone pojazdy czy użycia konkretnych broni (przyjmują formę umiejętności z cooldownem - za to z nielimitowaną amunicją). Graficznie, jak widać na załączonych screenach, raczej indyczo, sama rozgrywka również jakoś mnie nie wciągnęła - o fabule niewarto wspominać (przekazywana jest w formie tekstowych wiadomości dostępnych w garażu), a rozgrywka jest mocno powtarzalna. Specyficzna gra dla dość specyficznych odbiorców. Fallout 3 GOTY Edition - próbowałam uruchomić tę grę (wersja steamowa) - niestety poległam. Nie pomogły tryby zgodności, edycja plików ustawień, rozmaite fixy i patche. Gra nie jest w stanie przetrwać na moim sprzęcie dłużej niż 5 minut bez crasha. No nic, aż tak mi na tytule nie zależało, więc sobie odpuszczę - może kiedyś, na innym sprzęcie. -1 do backloga. Stan obecny: 75« Ostatnia zmiana: Lotheneil, 25 sty 2020, 12:50. »
|
|
|
Użytkownik
Dołączył: Lip 2008
Posty: 494
|
GemCraft: Chasing Shadows - tower defense. Jak sama nazwa sugeruje, naszym orężem będą kamienie, tworzone i mieszane dowolnie z dziewięciu kolorów kryształów o odmiennych właściwościach (zielony - trucizna, czerwony - atak obszarowy, fioletowy - obniżenie obrony przeciwnika itd.) a następnie umieszczane w wieżach, pułapkach lub wieżach wzmacniających, budowanych na mapie. Za to wszystko płacimy maną, rosnącą samoistnie oraz otrzymywaną za pokonanych przeciwników. W przeciwieństwie do innych gier tego gatunku, kamienie możemy swobodnie modyfikować i przenosić w trakcie rozgrywki, dostosowując się do zmieniających się warunków. Do dyspozycji oddano nam również trzy zaklęcia (zamrożenie, klątwa i odesłanie), oraz magiczne wzmocnienia wież (pocisk magiczny, promień i salwa), którymi można okresowo raczyć wrogów, jak również możliwość tworzenia murów, a przez to korekcji ścieżek, po których poruszają się potwory. Unikalną mechaniką gry jest również możliwość bombardowania nadchodzących fal wrogów kryształami, co zwiększa ich liczebność i siłę, ale również uzyskaną ilość many i doświadczenia. Tak naprawdę większość moich porażek wynikała raczej z przeholowania z obdarzaniem wrogów prezentami, a nie błędów w rozmieszczeniu struktur obronnych. Poszczególne poziomy rozgrywki (których jest ponad setka) rozmieszczone są na mapie, odkrywanej stopniowo w miarę naszych postępów. Na niektórych z nich rozmieszczone są grobowce z magicznymi księgami, wymagającymi do otwarcia wybicia w ich okolicy określonej liczby konkretnych wrogów, przy użyciu określonego efektu i zaklęcia - czasem przeradza się to wręcz w zagadkę logiczną. Gra ma również drobne elementy RPG - pokonując przeciwników zdobywamy doświadczenie, które przekłada się na poziomy, a te na punkty do rozdysponowania pomiędzy umiejętnościami (pasywnymi - w stylu wzmocnienia efektów kryształów jednego z kolorów czy siły pułapek), natomiast te, których nie użyjemy zwiększą zasób startowej many. Jak widać po powyższym opisie, gra, choć należąca do nurtu casualowych, bynajmniej nie jest pozbawiona głębi. Wręcz przeciwnie - nie dość, że oferuje znaczącą liczbę mechanik (łączenie kamieni, różne typy struktur do ich umieszczenia, umiejętności, różne tryby rozgrywki czy dodatkowe utrudnienia wybierane przed wejściem na mapę, zwiększające mnożnik doświadczenia), sieć pełna jest poradników zawierających rozbudowane obliczenia matematyczne, dotyczących optymalnego mieszania kryształów czy rozdysponowania statystyk. Nie jest to jednak niezbędne do gry, a same mechaniki wprowadzane są stopniowo, jako nagrody za ukończenie poszczególnych plansz. Fabuła w grze nawet istnieje, ale to wszystko, co można o niej powiedzieć - grupa magów w zamierzchłej przeszłości dążyła do większej potęgi, więc przywołali sobie demonicę. Jak już wszyscy się domyślają, skutki były opłakane. Draństwo okazało się nie dość, że wredne, to jeszcze nieśmiertelne i niechętne do powrotu skądkolwiek przybyło. Jedynym ratunkiem jest zamknięcie jej w specjalnym krysztale, co jest jedynie rozwiązaniem tymczasowym, a do tego wymaga olbrzymiej mocy i umiejętności ich tworzenia. Co jakiś czas więc kolejny mag wyrusza na wojnę z paskudą i jej poplecznikami. Kim jesteśmy w grze chyba dodawać nie muszę. Największymi wadami tytułu są nieporywająca oprawa graficzna (gra ma korzenie flashowe), jak również wyraźne problemy z płynnością rozgrywki, gdy na planszy pojawia się naraz duża liczba przeciwników (na moim sprzęcie już przy tysiącu - co tutaj nie jest niczym szczególnym - FPSy spadały do wartości jednocyfrowych). Łowców osiągnięć poinformuję, że gra ma ich ponad czterysta - i poza wyglądaniem ładnie w profilu Steama przynoszą też wymierne korzyści w grze, w postaci dodatkowych punktów umiejętności. Ogólnie - miłośnikom gatunku szczerze polecam ten tytuł (który doczekał się stosunkowo niedawno kontynuacji, choć w tę jeszcze nie grałam). Trudno byłoby znaleźć bardziej rozbudowany tower defense, który przy tym nie odstrasza nowszych graczy i nie zarzuca nadmiarem zbędnych mechanik. Jeśli komuś nie przeszkadza oprawa graficzna - z pewnością będzie się dobrze bawił. Stan obecny: 74« Ostatnia zmiana: Lotheneil, 01 lut 2020, 12:03. »
|
|
|
Użytkownik
Dołączył: Lip 2008
Posty: 494
|
Cyberdimension Neptunia: 4 Goddesses Online - spin-off głównej serii, utrzymany w konwencji gry MMO. Znane skądinąd miłośnikom serii bohaterki zostają beta-testerkami nowej gry MMO VR. Wskutek działań pewnej osobistości o wrogich zamiarach przyjdzie im zmierzyć się z nieplanowanymi przez twórców gry zadaniami i ostatecznie uratować świat - nawet jeśli tylko wirtualny. Skojarzenia z SAO jak najbardziej na miejscu, chociaż fabuła utrzymana jest tu w znacznie lżejszym tonie. Nie brakuje odniesień do przemysłu growego i popkultury w ogóle - same bohaterki wywodzą się z czterech państw-korporacji świata gry, uosabiających odpowiednio Sony, Microsoft, Nintendo i SEGA. Rozgrywka jak już wspomniałam przypomina MMO z głównym miastem-hubem i lochami zakończonymi starciami z bossem. Jest sklepik, kowal ulepszający sprzęt, gildia zlecająca zadania, a to wszystko przeplatane jest scenkami dialogowymi. Prowadzimy drużynę czterech bohaterek, przy czym kierujemy tylko jedną z nich - resztą zajmuje się AI. Walka rozgrywa się w czasie rzeczywistym, dysponujemy podstawowym atakiem, maksymalnie ośmioma umiejętnościami i możliwością użycia przedmiotu. I to tyle. Proste ale całkiem wciągające. Największymi problemami produkcji jest mało wygodne sterowanie i koszmarne AI. Nie mamy możliwości szybkiego przełączania się pomiędzy członkami drużyny, a aby użyć przedmiotu na konkretnej postaci należy wrzucić go do paska skrótów, a następnie z poziomu menu wybrać bohaterkę jako aktywną i dopiero wtedy aktywować co potrzeba - w trakcie walki jest to właściwie niemożliwe, jako że gra nie oferuje pauzy w żadnym momencie. Miało to zapewne pogłębić immersję, stanowi jednak momentami bardzo znaczącą niedogodność. Pozostałym członkiniom (bo wszystkie z docelowo 12 dostępnych postaci to dziewczyny, seria nigdy nie stroniła od fanserwisu) drużyny możemy przypisać umiejętności i ekwipunek, jak również wybrać ogólną taktykę dla całej grupy (cała naprzód, oszczędzać manę, obrona itd.) ale tak naprawdę nigdy nie robią tego, co powinny w danej sytuacji. Lekarz leci z mieczem na bossa mimo, że jedna z jej towarzyszek jest prawie martwa, zaklinaczka dodaje do broni moc innego żywiołu niż ten, na który przeciwnik jest odporny i rzuca to zaklęcie w kółko nadpisując poprzednie i marnując manę, unikanie ataków obszarowych wroga też nie idzie im za specjalnie. Tak naprawdę gra się więc jedną postacią, a reszta służy co najwyżej za żywe tarcze. Co by nie powiedzieć o FFXIII, choć model walki jest tam inny, ten tytuł pokazał, że DA się zrobić skuteczne w walce AI. Tytuł oferuje również tryb kooperacji z żywymi graczami i walkę ze specjalnymi bossami - nawet, gdyby ktoś był zainteresowany (ja, jak zwykle w takich przypadkach, nie byłam) to serwery świecą pustkami. Podsumowując - przyjemny zabijacz czasu z lekką i momentami zabawną fabułą wystarczającą na ok. 20-25 godzin rozgrywki, jednak niepozbawiony znaczących wad. Dla miłośników uniwersum albo ludzi szukających niewymagającego myślenia odstresowywacza. Można zagrać, jeśli kupione po taniości, za pełną cenę moim zdaniem nie warto. Stan obecny: 73« Ostatnia zmiana: Lotheneil, 08 lut 2020, 14:08. »
|
|
|
Użytkownik
Dołączył: Lip 2008
Posty: 494
|
LEGO Batman: The Videogame - tytuł mówi właściwie wszystko - duńskie klocki w Gotham. Pensjonariusze Arkham Asylum (zakład dla umysłowo chorych seryjnych morderców) uciekają z rzeczonego przybytku i rozłażą się po mieście, siejąc chaos i zniszczenie. Zadaniem Batmana i Robina jest ich znalezienie i zapakowanie z powrotem za kratki. Dokonujemy tego niszcząc co popadnie, przebierając się w nowe stroje w wyznaczonych do tego miejscach, co daje nam nowe możliwości (jak szybowanie czy niszczenie szkła falą akustyczną), rozwiązując zagadki środowiskowe, a od czasu do czasu mamy również możliwość usiąść za sterami Batmobilu czy Batwinga i postrzelać do ruchomych (lub nie) celów. Ta odsłona serii jest najsłabszą z dotychczas przeze mnie widzianych. Nawet nie sili się na jakąkolwiek fabułę - poza wprowadzeniem streszczonym powyżej otrzymujemy szereg niepowiązanych ze sobą misji, kończących się walką z bossem i króciutką scenką jego porwania. Cała rozgrywka to standard serii bez żadnych unikalnych elementów, nietypowych mechanik czy interesujących postaci. Tylko dla naprawdę zdeklarowanych fanów serii lub uniwersum, bo zdecydowanie są lepsze tytuły w serii - a właściwie to nie potrafię wskazać gorszego. I pomyśleć, że powstały tego jeszcze dwie części, mam nadzieję, że coś sobą dla odmiany reprezentują - bo część drugą w backlogu posiadam, więc trzeba będzie się w swoim czasie zapoznać. Stan obecny: 73
|
|
|
Użytkownik
Dołączył: Lip 2008
Posty: 494
|
Dishonored - skradanka (albo gra akcji, jeśli takie mamy życzenie) z widokiem z pierwszej osoby. Kierujemy poczynaniami Corvo Attano, osobistego ochraniarza Imperatorowej i jej córki. Gdy wraca ze zleconej misji dyplomatycznej, staje się świadkiem morderstwa podopiecznej i porwania dziewczynki. Niesłusznie oskarżony o zbrodnię, zostaje osadzony w więzieniu, a rzeczywisty sprawca przejmuje siłą władzę w królestwie. Dzięki pomocy przedstawicieli ruchu oporu ucieka z więzienia i dąży do odnalezienia księżniczki i oczyszczenia swojego imienia. Nie będzie to proste zadanie, gdyż poza opresyjnym reżimem stołeczne miasto dotyka epidemia nieuleczalnej choroby przenoszonej przez szczury - chorzy tracą siły, następnie władze umysłowe, przechodząc w stan zbliżony do zombie, co kończy się śmiercią. Nasz bohater, jako zbieg, nie może oczywiście działać otwarcie. Wykorzystując swój wybitny talent szermierczy i zdolność do niepostrzeżonego poruszania się staje się więc skrytobójcą - likwidując kolejne, wysoko postawione osoby zamieszane w spisek i zamach na Imperatorową dąży zarówno do detronizacji tyrana, jak i osobistej zemsty. W ten cały kocioł wmieszała się jeszcze istota zwana Outsiderem, któremu najbliżej chyba do daedrycznych książąt serii the Elder Scrolls - dla własnej rozrywki obdarza wybranych ludzi mrocznymi mocami (jak teleportacja, przejęcie kontroli nad zwierzętami, a nawet ludźmi czy zatrzymanie czasu) i obserwuje, co z nimi zrobią. Rozgrywka składa się z szeregu misji, w których dostajemy zadanie zlikwidowania kogoś, ale sposób dokonania tego zależy już tylko od nas - można ruszyć z mieczem w dłoni i pieśnią na ustach, likwidować strażników z ukrycia korzystając z nadnaturalnych zdolności, czy też przekradać się po cichu za ich plecami. Nawet głównych celów nie musimy zabijać - jeśli trochę poszukamy i posłuchamy rozmów NPC, zawsze znajdzie się alternatywna metoda rozwiązania problemu - choć przeważnie wcale nie miłosierna. Możemy na przykład odesłać dwóch wielmoży w niewolę do pracy w ich własnej kopalni czy skazać na wygnanie patriarchę religijnego po wypaleniu mu na twarzy piętna heretyka (jakakolwiek pomoc takim osobom jest sprzeczna z prawem, kończą więc pozbawieni wszelkich środków do życia). Nasze wybory wpływają na sytuację w mieście - zostawianie za sobą stosu trupów skutkuje zwiększoną populacją szczurów, silniejszymi patrolami, odmiennymi reakcjami naszych towarzyszy i ludności miasta, ostatecznie prowadząc do negatywnego zakończenia. Bardzo pozytywne wrażenie wywarł na mnie świat przedstawiony w grze - miasto w okresie rewolucji przemysłowej, ogarnięte plagą, co skutkuje zamknięciem dzielnic poddanych kwarantannie. Obserwujemy spektrum reakcji i sposobów na przetrwanie kryzysowej sytuacji, gdy do głosu dochodzą najniższe instynkty. W tle przewijają się również problemy rabunkowej gospodarki zasobami środowiska (wieloryby, których tran okazał się uniwersalnym i wydajnym źródłem energii), totalitarnej władzy, podziału społeczeństwa na bogatą elitę i biedotę, czy eksperymenty na ludziach. Niestety sam główny wątek fabularny jest niezwykle przewidywalny i szczerze mówiąc mało pasjonujący. Podsumowując - bardzo przyjemna gra dla miłośników skradanek. Choć łatwiejsza od tuzów gatunku z racji oddania nam do dyspozycji nadnaturalnych mocy, ich obecność daje większe pole do popisu i zapobiega znużeniu powtarzalnością rozgrywki i sposobów pokonywania przeszkód. Na pochwałę zasługuje również zachowanie strażników patrolujących okolicę - nie chodzą ściśle utartymi ścieżkami, czasem zdarzy im się zajrzeć w jakiś kąt bez powodu czy oddalić się na stronę podlać jakiś murek, a zaalarmowani przez hałas czy porzucone na widoku ciało zaczynają przeszukiwać zakamarki. Za wadę, a co najmniej niedogodność można natomiast uznać fakt, że gra piętnuje zastosowanie metod siłowych, dając nam przy tym sporo narzędzi do tego - różne rodzaje bełtów do kuszy, pistolet i miecz, czy część typowo bojowych mocy pozostanie niewykorzystana, jeśli celujemy w pozytywne zakończenie opowieści. Przybyło:HB monthly nie zyskało mojego uznania, więc HumbleBundle uderzyło z innej strony. Do backloga trafiły: - Slay the Spire - Armello - For the King. Stan obecny: 74 (bo w zeszłym tygodniu znowu udało mi się pokręcić numerację ) « Ostatnia zmiana: Lotheneil, 22 lut 2020, 13:59. »
|
|
|
Użytkownik
Dołączył: Lip 2008
Posty: 494
|
Two Worlds - cRPG akcji. Gra nazywana przez niektórych "polskim Oblivionem") - choć moim pierwszym skojarzeniem był raczej Risen (bo w Gothica nie grałam). Rodzeństwo (brat i siostra) wędrują konno w sobie tylko znanym celu i kierunku. Gdy zatrzymują się na noc w opuszczonej chacie, dziewczyna zostaje porwana przez wrogie siły, a brat zmuszony przez porywaczy do współpracy i odnalezienia starożytnego artefaktu, rozbitego na pięć części i ukrytego w zakamarkach krainy. Mroczne indywidua planują wykorzystać ów artefakt do przywołania potężnego demona i zapanowania nad światem. Tak, fabuła jest niezwykle nowatorska i odkrywcza. Rozpoczynając rozgrywkę decydujemy o wyglądzie naszej postaci (wspomniany wyżej braciszek, oczywiście) - i tyle. Żadnego wyboru klasy czy startowych umiejętności. Bohater charakteryzowany jest czterema współczynnikami (siła, zręczność, wytrzymałość, wola) - których zastosowanie będzie oczywiste dla miłośników Diablo czy dziesiątek zbliżonych produkcji, oraz szeregiem umiejętności, podzielonych na ogólne (kradzież kieszonkowa, otwieranie zamków, pływanie czy jazda konna), pięć szkół magii oraz związane z walką w zwarciu lub przy użyciu łuku. Część z nich dostępna jest od razu, odblokowanie reszty wymaga znalezienia nauczyciela i opłacenia lekcji. Nie jesteśmy w żaden sposób ograniczeni klasą postaci, możemy dowolnie wybierać i mieszać umiejętności i oręż - chociaż oczywiście brak specjalizacji negatywnie odbije się na sile bojowej. Zdobywanie doświadczenia za pokonywanie potworów i wykonywanie zadań przekłada się na poziomy, a te na punkty statystyk i umiejętności. Te pierwsze możemy jeszcze wzmacniać (tymczasowo lub na stałe) tworząc napoje ze znalezionych ziół lub części ciała pokonanych przeciwników. Każdy z tych składników ma przypisane sobie właściwości, a wyprodukowanie miksturki sprowadza się do wrzucenia 10 dowolnych do kotła znajdującego się na wyposażeniu postaci. Jedynym problemem jest fakt, że niektóre z nich są trujące - toksynę można zneutralizować, albo po prostu przetrwać zatrucie jeśli dysponujemy środkami odnawiającymi życie. Różnorodność ekwipunku powinna zaspokoić potrzeby zagorzałych zwolenników kolekcjonowania złomu. Nie ma tu systemu prefixów i suffixów znanych z gier h&s, ale liczba typów broni i zbroi czy modeli w obrębie typu jest w zupełności wystarczająca, a ich statystyki częściowo losowe. Dodatkowo zastosowano tu unikalny system łączenia części ekwipunku tego samego typu - na przykład, jeśli znajdziemy dwa identyczne miecze, możemy je ze sobą połączyć, uzyskując w zamian jeden, ale o podniesionych statystykach. Co więcej, można to robić w nieskończoność. Ja sama przez dość długi czas biegałam z drewnianą tarczą goblinów, bo znajdowałam tyle jej egzemplarzy, że po wzmocnieniu stała się lepsza od najpotężniejszych tarczy stalowych dostępnych na tym etapie. W nieco zbliżony sposób działa system magii. Zaklęcia znajdujemy w formie kart, które również możemy łączyć, zwiększając ich siłę działania, ale i koszt many. Tu jednak limit wynosi 10, a same karty nie są w wyniku tego procesu tracone, można więc dowolnie wybierać wymagany poziom zaklęcia. Czary dzielą się na pięć szkół i cztery poziomy w każdym, a dostęp do potężniejszych z nich uzyskujemy dopiero po rozwoju odpowiedniej umiejętności. Mechanika rozwoju postaci sprawia, że poziom trudności rozkłada się bardzo nierównomiernie - podobnie jak w Risen, najtrudniej jest na początku, gdy starcie z byle bandytą jest walką na śmierć i życie. Pod koniec gra staje się za to aż zbyt łatwa - nawet najpotężniejszych przeciwników (łącznie z końcowym bossem) pokonujemy kilkoma ciosami. Dodatkowo balans klas zdecydowanie faworyzuje postacie walczące w zwarciu - zaklęcia są albo zbyt słabe, albo zbyt kosztowne do zastosowań ofensywnych (buffy czy leczenie to zupełnie inna kwestia), a łuki wymagają zatrzymania się i kilku sekund przycelowania - przez co mogą być przydatne do zdejmowania co słabiej opancerzonych i nieświadomych celów, ale niespecjalnie spisują się w momencie, gdy horda wrogów biegnie wprost na nas. Na szczęście śmierć nie ma żadnych negatywnych konsekwencji - pojawiamy się przy najbliższym ołtarzyku z kompletem ekwipunku i doświadczenia. Co więcej, przebywanie w pobliżu tych poświęconych miejsc dość szybko regeneruje punkty życia lub many - i nic nie stoi na przeszkodzie, by zwabić do nich wrogów, bo ich ten wpływ nie dotyczy. Sama mechanika walki czy eksploracji nie jest niczym szczególnym, otrzymujemy do dyspozycji naprawdę dużą, otwartą mapę powierzchni oraz niewielkie jaskinie czy kopalnie do zwiedzenia. Pokonywanie dystansu ułatwia system teleportów oraz konie - wierzchowca można otrzymać za jedno z zadań lub też znaleźć w rozsianych po świecie obozach bandytów. Bestia porusza się z gracją lodołamacza, a jej pozycja nie jest zaznaczona na mapie (przez co łatwo zapomnieć, gdzie się szkapę zaparkowało), ale prędkością z pewnością przewyższa dreptanie na piechotę. Główna oś fabularna jest dość krótka, to misje poboczne stanowią główną rozrywkę gracza (jak również źródło doświadczenia i dóbr doczesnych). W dość licznych osadach albo chatkach na uboczu łatwo spotkamy ludzi, którzy znajdą zastosowanie dla najemnej, uzbrojonej siły roboczej. Nasza postać nie jest bowiem herosem bez skazy, walczącym ze złem ku chwale ludzkości. Przeciwnie - to osoba, której działanie jest podporządkowane ściśle określonemu, prywatnemu celowi (uratowanie siostry), najemnik z krwi i kości, o raczej cynicznym podejściu do życia - co widoczne jest w dialogach i wykonywanych zadaniach. Zdarzy nam się bowiem mordować na zlecenie czy pomagać nekromantom w zdobyciu niezbędnych materiałów do rytuałów, o których przebiegu lepiej nie myśleć zbyt dużo. Niestety, zdecydowana większość zadań nie wybija się ponad typowy fedex i bycie chłopcem na posyłki na dłuższą metę staje się nużące. Warto przy tym zauważyć, że choć większość misji oferuje wskaźniki na mapie, pokazujące lokalizację szukanej osoby czy fantu, część jest go pozbawiona - i trzeba wczytać się w opis lub dokładnie przepytać NPC (co, biorąc pod uwagę ich nikłą ważkość fabularną, jedynie drażni). Wykonywanie zadań dla przedstawicieli frakcji świata gry (wspomniani nekromanci, rebelianci, Giriza - czyli lokalna mafijna organizacja przestępcza czy gildia kupiecka), przekłada się na niewielkie, ale czasem znaczące bonusy - obniżenie cen w sklepach czy możliwość wejścia do niedostępnych dla postronnych budynków. Pod względem audiowizualnym gra nie oferuje dziś zbyt wiele, te 13 lat jednak odcisnęło na oprawie swoje piętno. Choć okoliczności przyrody potrafią być momentami całkiem urzekające, to już budynki i modele postaci pozostawiają wiele do życzenia. Dla własnego zdrowia psychicznego doradzam również nie wczytywać i nie wsłuchiwać się zbytnio w dialogi, bo są tak drewniane, że aż śmieszne - zarówno pod względem języka, jak i gry aktorskiej. Animacje postaci, a zwłaszcza mimika twarzy również mocno kuleje - często widoczne są nienaturalne miny i rozbiegane oczka, które niemalże żyją własnym życiem. Ogólnie - zadziwiająco przyjemny, choć bynajmniej nie pozbawiony poważnych wad, wiekowy erpeg rodzimej produkcji. Do dzisiejszych standardów (a nawet tuzów gatunku tamtego okresu) ma się nijak, ale zawiera kilka unikalnych mechanik, spory, otwarty świat i wciąż potrafi dostarczyć niezobowiązującej rozrywki. Kupować chyba jednak nie warto (o ile ktoś nie wiąże z tytułem nostalgicznych wspomnień), ale znalezione w odmętach backlogów jak najbardziej warte jest uruchomienia i poznania - po wybaczeniu jej całkiem sporej dawki głupotek potrafi wciągnąć w zadziwiającym stopniu. Stan obecny: 73« Ostatnia zmiana: Lotheneil, 29 lut 2020, 15:10. »
|
|
|
Użytkownik
Dołączył: Lip 2008
Posty: 494
|
Dungeon Defenders - tower defense z elementami RPG i gry akcji w 3D. Naszym zadaniem jest obrona kryształów (jednego lub kilku, rozmieszczonych w różnych częściach mapy) przed falami wrogów wyłaniających się z oznaczonych przejść. W tym celu w fazie budowania rozstawiamy wieżyczki, pułapki czy barykady na mapie, a następnie w fazie walki możemy osobiście chwycić za broń i wspomóc struktury obronne. Nasz bohater może należeć do jednej z kilkunastu klas (z czego cztery dostępne są w wersji podstawowej, reszta w DLC) różniących się między sobą typem stawianych obwarowań, używaną bronią i specjalnymi zdolnościami. Wybijanie niemilców skutkuje wzrostem doświadczenia oraz wymierną nagrodą w postaci nowego ekwipunku, a jedno i drugie pomaga podnieść nasze statystyki - siłę ataku bronią, obronę przed atakami fizycznymi i żywiołami, siłę zdolności specjalnych czy wreszcie obrażenia i wytrzymałość naszych struktur obronnych. Liczba postaci, jakie możemy stworzyć i prowadzić jest nieograniczona, a co więcej - możemy przełączać się między nimi w każdej fazie budowania. Nic więc nie stoi na przeszkodzie, by łączyć struktury należące do różnych klas czy też tworzyć postacie wyspecjalizowane w walce. Do dyspozycji oddano nam szereg map, z których część składa się na prostą kampanię, zaopatrzoną nawet w scenki fabularne. Historia sprowadza się jednak do "bohaterowie królestwa gdzieś wyjechali, zostawiając na straży królestwa swoich giermków i czeladników, ci nabroili i ściągnęli na krainę mroczne siły i teraz muszą posprzątać bałagan". Do tego możemy wziąć udział w szeregu wyzwań czy po prostu uruchomić wybraną mapkę i ruszyć w bój. Po wybraniu mapy dostosowujemy poziom trudności, możemy też aktywować tryby Survival czy Hardcore (odpowiednio: nieskończona liczba fal potworów oraz brak odrodzenia się po śmierci w danej fazie walki, choć nasze struktury wciąż będą działać), co przełoży się na ilość i jakość wypadających fantów. Przedmioty są losowe i o różnych stopniach rzadkości, łatwo więc się domyślić, że grind i przebieranie w stosach złomu są tu na porządku dziennym - i podobnie jak ma to miejsce w h&s czy looter-shooterach stanowi integralną i istotną część rozgrywki. Przeciwnikom możemy stawiać czoła samotnie, gra jednak stworzona została z myślą o kooperacji do czterech graczy - zarówno lokalnie, jak i przez sieć. Ukończenie gry w pojedynkę jest jak najbardziej możliwe, chociaż wymaga bardziej przemyślanego rozplanowania pułapek i nabiegania się po mapie. Podsumowując - prosta w założeniach, ale oferująca całkiem duże możliwości taktycznych związanych z różnorodnością klas i buildów gra tower defense, zaopatrzona w kolorową, kreskówkową grafikę i lekki, humorystyczny styl rozgrywki. Znacznie lepiej spisuje się przy grze w kooperacji, chociaż i solo potrafi dostarczyć sporo zabawy. Przybyło:Bundle ostatnio w odwrocie (HB się moim zdaniem w tym miesiącu wybitnie nie popisało), za to sam Steam skusił promocją na Yakuza 0. Więc w tym tygodniu liczba gier w backlogu pozostaje bez zmian. Stan obecny: 73 (znowu - ta liczba najwyraźniej nie przestaje mnie prześladować). « Ostatnia zmiana: Lotheneil, 07 mar 2020, 14:00. »
|
|
|
Użytkownik
Dołączył: Lip 2008
Posty: 494
|
Graveyard Keeper - symulator... grabarza. Wcielamy się w postać zwykłego mężczyzny w czasach nam współczesnych, który w wyniku chwili nieuwagi trafia pod koła przejeżdżającego samochodu i ginie w wypadku. Zamiast spodziewanych zaświatów spotyka się jednak z dziwnym indywiduum w czarnym płaszczu i kapeluszu, który wysyła go do innego (znacznie mniej zaawansowanego technicznie) świata w roli nowego zarządcy małomiasteczkowego cmentarza i kościoła. Do naszych zadań należeć będzie pochówek zwłok przywożonych regularnie przez osła (o cokolwiek radykalnych i postępowych poglądach), a w późniejszym czasie również renowacja kościoła, uprawa roślin w przydomowym ogródku, opieka nad winnicą, prowadzenie badań naukowych i tworzenie alchemicznych mikstur w podziemiach świętego przybytku czy nawet eksploracja miejscowych, zapotworzonych lochów. Wspomniane badania są istotnym elementem gry, gdyż stanowią główny sposób rozwoju i odblokowywania nowych funkcjonalności. Otóż każde działanie, jakie wykonujemy (zbieranie surowców, przetwarzanie ich czy konstruowanie narzędzi czy elementów wyposażenia) dostarcza punktów w jednym z trzech kolorów - czerwonym (prace fizyczne), zielonym (kontakt z naturą) i niebieskim (nauka i mistyka). Te punkty wykorzystujemy następnie do odblokowywania nowych gałęzi na rozbudowanych drzewkach rozwoju, dzięki czemu dostajemy dostęp do nowych surowców, budowli czy zdolności. Niedostępne początkowo obszary i funkcjonalności odblokowujemy również przez wykonywanie zadań i naprawę struktur - na przykład zniszczonego mostu prowadzącego na bagna, gdzie mieszka czarownica-zielarka. Zajęć jak widać nam nie zabraknie, czasu jednak również. Gra posiada cykl dobowy i tygodniowy, od których zależy dostępność niektórych NPC i aktywności, a jeden dzień odpowiada około dziewięciu minutom czasu rzeczywistego. Nie ma natomiast żadnych systemów oceny, dorocznych świąt czy imienin postaci, do których należy się przygotować i których przegapienie byłoby niewskazane. Jeśli chcemy poświęcić tydzień na rąbanie drewna czy zbieranie kwiatów - nie ma problemu, ogranicza nas jedynie poziom energii i konieczność zdrzemnięcia się chociaż na chwilę każdego dnia (inaczej będziemy zbyt zmęczeni, aby robić cokolwiek, łóżko to również jedyne miejsce, gdzie zapisuje się stan gry). Brak odgórnych wytycznych i ograniczeń czasowych nie znaczy jednak, że gra jest monotonna czy ślamazarna - bynajmniej. Zawsze znajdzie się mnóstwo rzeczy do zrobienia, przez co czas gry upływa błyskawicznie i nie ma czasu na nudę. Poza pracami konserwatorskimi i rozbudową warsztatów będziemy również mogli (a właściwie, jeśli chcemy tę grę ukończyć - musieli) wykonywać zadania zlecone przez poszczególnych NPC zamieszkujących okoliczne tereny, do których należy biskup (co osoba o tej randze robi w zabitej dechami mieścinie z niszczejącym kościółkiem nie wiadomo), astronom, inkwizytor, przedstawiciel... nieco bardziej mrocznego i krwawego kultu, kupiec czy wreszcie - gadająca czaszka o dość ciętym języku służąca nam za przewodnika. Rzeczona pomoc naukowa w lekcjach anatomii nie przykłada się jednak przesadnie do swojej pracy, bo po krótkim wprowadzeniu zostajemy zostawieni sami sobie i samodzielnie musimy odkrywać, co i jak w tej grze da się zrobić, co, przynajmniej na początku, jest dość przytłaczające. Rozgrywka ma bardzo otwartą strukturę, zarzucając nas ogromem zadań do wykonania w tym samym czasie. Z jednej strony może to być zaletą, bo sami wybieramy czym chcemy się w danym momencie zajmować, resztę (poza trupem właśnie rozkładającym się w kostnicy, którym lepiej jednak zająć się w miarę szybko) możemy bez żalu odłożyć na nieokreśloną przyszłość, wprowadza to jednak niepotrzebną presję. Brakowało mi pewnego uszeregowania i uporządkowania naszych działań. Gra niezbyt dobrze też sobie radzi z przekazywaniem informacji dotyczących zarówno odkrytych receptur (te da się sprawdzić jedynie korzystając z odpowiedniego warsztatu, ale nie np. w sklepie w którym chcemy kupić składniki), jak i mechanik gry, przez co regularne korzystanie z wikipedii jest właściwie niezbędne, mocno wybijając z immersji. Kolejnym minusem gry były w moim odczuciu niska prędkość poruszania się bohatera przy sporej ilości terenu do pokonania i mała pojemność plecaka, zmuszająca do częstego biegania pomiędzy skrzynkami i porządkowania ich zawartości, oba te problemy rozwiązują jednak dostępne mody. W mieście zakupić można również kamień teleportacyjny, przenoszący pomiędzy czterema głównymi lokacjami - normalnie jego użycie jest ograniczone trzyminutowym cooldownem - na to jednak również da się coś poradzić. Rozczarowuje również ostatnia część fabuły gry - w momencie, gdy większość rzeczy mamy już zbudowane i odkryte, każde z zadań wymaga od nas interakcji z kilkoma NPC, którzy pojawiają się tylko w określonym dniu tygodnia - przez co rozciągają się nierzadko i na miesiac, w trakcie którego nie bardzo mamy co zrobić z wolnym czasem. Kilka razy zdarzyło mi się wręcz zostawić postać samą sobie i zająć się innymi sprawami, czekając na nastanie właściwego dnia. Istotną i unikalną mechaniką gry jest natomiast możliwość wskrzeszenia dostarczonych nam zwłok w formie zombie, a następnie umieszczenia go w określonym warsztacie, tartaku, kopalni czy punkcie przeładunkowym. Nieumarły będzie wówczas automatycznie wydobywał, przetwarzał lub transportował konkretne towary. Inteligencją nasi pomocnicy oczywiście nie grzeszą i nie potrafią podejmować nawet najprostszych decyzji, ale ich liczba jest nieograniczona, możemy więc z biegiem czasu stworzyć rozbudowane, sprawnie działające linie produkcyjne. Podsumowując - bardzo interesująca, pod pewnymi względami nowatorska gra "farmerska", która powinna zainteresować miłośników Stardew Valley, My Time at Portia czy podobnych tytułów, szukających nowych wrażeń. Pod pewnymi względami niedopracowana, potrafi czasem mocno frustrować, ja jednak mimo wszystko naprawdę dobrze się bawiłam. Trzymanie wikipedii na podorędziu i wizyta na Nexus Mods są jednak właściwie niezbędne do czerpania przyjemności z rozgrywki. Stan obecny: 72« Ostatnia zmiana: Lotheneil, 14 mar 2020, 10:20. »
|
|
|
Użytkownik
Dołączył: Lip 2008
Posty: 494
|
Saints Row 2 - gra akcji. Kierujemy znanym (miłośnikom serii) z pierwszej części gangsterem, szefem grupy przestępczej, który w wyniku wypadku zapadł na kilka lat w śpiączkę. Po obudzeniu się orientuje się, że sytuacja w mieście zmieniła się nieco w czasie jego nieobecności, a miastem rządzić zaczęły inne gangi. Nasze zadanie jest w założeniach proste - wykurzyć pretendentów do tronu i ponownie przejąć władzę. Wszystkimi możliwymi metodami. Jako że nasza postać bynajmniej nie należy do grzecznych chłopców (czy dziewczynek) przyjdzie nam biegać po okolicy z bronią lub rozbijać się samochodami nie zwracając uwagi na straty w ludziach i mieniu, uczestniczyć w rozbojach, strzelaninach czy starciach między gangami. Fabuła ma tu znaczenie nawet nie drugorzędne, a realizm czy nawet prawa fizyki pojechały na urlop. Pozostała czysta, radosna rzeź i feeria wybuchów. Niestety port PC nie należy do udanych - bardzo delikatnie mówiąc. Nawet na sprzęcie mocno przekraczającym zalecane wymagania (o co w tym momencie, biorąc pod uwagę wiek produkcji, raczej nietrudno) gra rzadko utrzymuje 60 FPS, a i wywalić się do pulpitu lubi i potrafi. Dodatkowo sterowanie pozostawia dużo do życzenia - przy użyciu klawiatury i myszy niektóre opcje przypisane są do strzałek (chociaż poruszamy się przy użyciu WSAD), przez co musimy odrywać rękę od myszy, a po podpięciu pada jest wszystko ok do momentu próby kierowania samochodem - bo nie wiedzieć czemu padem się tego zrobić po prostu nie da. Z tego powodu zdecydowanie tytułu nie polecam. A szkoda, bo w sumie gra była nawet sympatyczna, na swój specyficzny, chory i pokręcony sposób. Stan obecny: 71« Ostatnia zmiana: Lotheneil, 21 mar 2020, 11:22. »
|
|
|
Użytkownik
Dołączył: Lip 2008
Posty: 494
|
Deiland - gra farmersko-survivalowa z elementami RPG. Lądujemy jako mały chłopiec na miniaturowej planetce zawieszonej w kosmosie. Naszym zadaniem jest opiekowanie się jej fauną i florą, a następnie przebudzenie magicznego kryształu w jej wnętrzu. Już pierwszy rzut oka na grę przywodzi nieodparte skojarzenia z powieścią "Mały Książę" Antoine de Saint-Exupery'ego - i nie jest ono bynajmniej bezpodstawne. Choć róży akurat brak, gra jest silnie inspirowana klimatem tego dzieła. Rozpoczynając rozgrywkę musimy zatroszczyć się o pożywienie i schronienie. Początkowo będzie to namiot w głuszy i garść jagód z krzaka, stopniowo jednak zaczniemy uprawiać rozmaite rośliny i hodować owce i kury, zbudujemy dom z warsztatem i kuźnią i zaczniemy produkować lepsze narzędzia. Od czasu do czasu naszą planetkę odwiedzają NPC, u których zakupimy i sprzedamy towary, są oni również źródłem zadań, których nagrodą są przeważnie schematy nowych struktur. Okresowo nasze miejsce zamieszkania atakują również agresywne potwory, które trzeba zniechęcić do siebie przy użyciu siekiery czy młota, a w późniejszym etapie rozgrywki również wyuczonymi zaklęciami. Wszystko, co robimy przekłada się na punkty doświadczenia, a te na poziomy skutkujące wzrostem siły, zręczności, inteligencji i wytrzymałości bohatera. Tytuł ten byłby prostą, ale bardzo przyjemną grą, gdyby nie jedna, ale w moim odczuciu poważna wada - rozwój i odblokowywanie nowych funkcjonalności powiązane jest tu ze zdarzeniami losowymi. Potrzebni nam do wykonania zadań lub zakupu niezbędnych materiałów NPC pojawiają się, kiedy chcą, podobnie jak przeciwnicy. Ci ostatni są zresztą źródłem niektórych przedmiotów, które niezbędne są nam do rzemiosła albo wykonania misji, a ich rodzaj również jest losowy - przy czym z jakiegoś powodu moją planetkę odwiedzały niemal wyłącznie magmowe gobliny, więc zdobycie na przykład skrzydeł nietoperzy trwało wieki. To sprawia, że gra pełna jest dłużyzn, kiedy nie mamy w zasadzie nic konkretnego do roboty, poza czekaniem na określone zdarzenie. Szkoda, bo na początku naprawdę dobrze się bawiłam. Stan obecny: 70« Ostatnia zmiana: Lotheneil, 28 mar 2020, 9:59. »
|
|
|
Użytkownik
Dołączył: Lip 2008
Posty: 494
|
Divinity: Original Sin - cRPG. Wcielamy się w dwójkę Łowców Źródła (organizacji odpowiedzialnej za odkrywanie i unieszkodliwianie magów parających się spaczoną magią), którzy przybywają do miasta Cyseal w celu rozwikłania zagadki śmierci jego burmistrza. Oczywiście szybko natkną się na inwazję orków, a następnie trafią na ślad szeroko zakrojonego spisku zawiązanego przez mroczny kult. W trakcie rozgrywki prowadzimy docelowo czteroosobową drużynę, przy czym dwójkę wyżej wspomnianych bohaterów tworzymy na początku gry, pozostałe miejsca zajmą postacie spotkane na szlaku. System rozwoju jest rozbudowany i daje duże możliwości - wybieramy rozkład statystyk, zdolności (których poziom determinować będzie umiejętności, których nauczyć się może postać - przeważnie z zakupionych książek) oraz perki. Istotnym elementem gry są zaklęcia i umiejętności związane z żywiołami, ich interakcje i wpływ na pole walki - możemy mianowicie tworzyć pola magmy, podpalające przeciwników, gasić je zaklęciem deszczu, rozwiewać chmury trucizny wiatrem czy rzucać błyskawice na przeciwników stojących w kałużach, co będzie miało dość efektowne konsekwencje. Łatwo przy tym przeholować z zabawami ogniem czy prądem i zranić również swoją drużynę, a i wrogowie nie stronią od zapewniania nam podobnych atrakcji. Jeśli dodamy do tego telekinezę, pozwalającą na przykład rzucać w przeciwników przedmiotami, czy teleportację, dzięki której przemieścimy ich samych (na przykład we wspomniane pole lawy albo pod miecze naszych wojowników) robi się naprawdę ciekawie. Zaklęcia i zdolności pomogą nam również w rozwiązywaniu dość licznych (i czasem nawet skomplikowanych) zagadek środowiskowych, czy nawet w mniej bohaterskich czynach... niewidzialność i telekineza wydatnie ułatwiają bowiem jednostronny transfer co cenniejszych czy potrzebnych nam z różnych powodów dóbr, z którymi ich obecni właściciele coś nie chcą się rozstać po dobroci. Świat gry jest bogaty i różnorodny, pełen NPC, którzy chętnie podzielą się z nami swoimi problemami. Zdecydowanie będzie co czytać. Dodatkowo, wpływ na przebieg rozmowy mają obaj główni bohaterowie - i mogą się ze sobą nie zgadzać, co przyjmuje postać minigierki w papier-nożyce-kamień. Jest to funkcjonalność właściwie zbędna, jeśli gramy sami, ale mająca duży wpływ na zabawę w trybie co-op, kiedy każdy z dwóch graczy prowadzi jednego z bohaterów (i jednego NPC). Zadań pobocznych nie brakuje, ale gra nie ułatwia ich katalogowania i wykonywania - dziennik jest średnio przyjazny dla użytkownika, brakuje też oznaczenia NPC czy miejsca wykonania zadania na mapie - musimy tworzyć znaczniki samodzielnie, bo bardzo łatwo zapomnieć, gdzie stała ta kobiecina, która prosiła nas o znalezienie jej zagubionej owieczki. Zarządzanie ekwipunkiem również nie należy do wygodnych - przedmiotów jest mnóstwo: setki broni, zbroi, napojów, zwoi, składników rzemieślniczych czy kluczowych dla wykonywanych zadań. Jako że każdy ma swoją wagę, musimy rozdzielać je pomiędzy członków drużyny. Sprzątanie w tym wszystkim i poszukiwanie potrzebnych fantów trwa wieki - a po kilku walkach czy otwarciu paru skrzyń wszystko i tak wraca do wyjściowego stanu chaosu. Oprawa graficzna i dźwiękowa ma wszystko na swoim miejscu - ładne lokacje w rzucie izometrycznym, przyjemne dźwięki otoczenia, doskonała muzyka. Jest jednak jeden element, który wybitnie działa na nerwy - ambientowe rozmowy NPC w miastach. Są interesujące i dodają lokacjom kolorytu... gdy słyszy się je za pierwszym razem. Są bowiem odtwarzane w pętli. W kółko. Po usłyszeniu po raz kilkunasty opowieści żeglarza, który pożyczył sobie łajbę mocodawcy, żeby popływać po okolicy przestawałam odpowiadać za swoje myśli i czyny. Kolejnym elementem, który nie przypadł mi do gustu jest ślamazarność rozgrywki - dotyczy to zarówno przemieszczania się po mapie (bo nasza drużyna porusza się krokiem statecznym, a niespiesznym), jak i walk - przy czterech członkach drużyny, 6-8 przeciwnikach i różnorodności dostępnych akcji walka potrafi czasem trwać kilkanaście minut. A że nawet na najniższym poziomie trudności niektóre potrafią być wyzwaniem, a i o przypadkowe podpalenie własnych ciuszków nietrudno, nieraz zdarzy nam się je powtarzać. Z powyższego opisu wyłania się gra wybitna, o bardzo rozbudowanych mechanikach, wielu świeżych rozwiązaniach i barwnym, żyjącym świecie. I rzeczywiście tak jest - i to dla mnie było jej największą wadą. Gra jest tak pełna różnorodności, że zatraca się gdzieś jej myśl przewodnia, a w rozgrywce dominuje chaos. Tytuł ma wielu zagorzałych zwolenników, ja jednak szybko złapałam się na tym, że granie w nią nie sprawia mi przyjemności, a jedynie męczy i wyczerpuje. To jak z sałatką - fakt, że jest w niej trzydzieści składników nie oznacza, że będzie smaczna. Czasem mniej znaczy więcej - i tego mi w tej grze zabrakło. Stąd też szybko od niej odpadłam. Bynajmniej jednak nie odradzam kontaktu, wręcz przeciwnie - warto ten tytuł poznać i samodzielnie wyrobić sobie zdanie na jego temat. Niewykluczone, że będzie całkowicie odmienne od mojego, a gra dostarczy mnóstwa wrażeń. Stan obecny: 69« Ostatnia zmiana: Lotheneil, 04 kwi 2020, 14:16. »
|
|
|
Użytkownik
Dołączył: Lip 2008
Posty: 494
|
Na wstępie życzę wszystkim czytającym te słowa zdrowych i radosnych Świąt. Niech kupki wstydu czy nowe nabytki dostarczą dużo zabawy w tym szalonym czasie. Slay the Spire - połączenie gry karcianej i roguelite. Kierujemy jednym z czterech bohaterów, których zadaniem jest wspięcie się na szczyt tyrułowej iglicy - pokonując licznych przeciwników i pułapki po drodze. Trzonem rozgrywki są walki ze spotkanymi w czasie wędrówek niemilcami. Dokonujemy tego przy użyciu kart, pozwalających nam na atak, wzmocnienie postaci, osłabienie przeciwnika czy dającymi inne, aktywowane w określonych sytuacjach efekty. Talię startową otrzymujemy na początku wyprawy, po każdym starciu otrzymujemy kolejne, można je również zakupić u napotkanych sklepikarzy. W przeciwieństwie do większości karcianek nie mamy możliwości dowolnego dodawania i usuwania ich z decku (znaczy to drugie jest możliwe, ale ograniczone i wymaga opłaty u handlarza lub jest wynikiem niektórych zdarzeń losowych). Same karty dzielą się na cztery kolory (po jednym dla każdej klasy i użyteczne tylko dla niej) i karty szare, dostępne dla wszystkich. To sprawia, że każdą z postaci gra się w zauważalnie odmienny sposób. Ponadto, każda z nich dysponuje co najmniej dwoma odmiennymi "buildami". Kolejnym elementem wpływającym na grę są artefakty, które również zdobywamy w walce (z minibossami) kupujemy w sklepie lub uzyskujemy ze zdarzeń. Niektóre po prostu poprawiają nasze statystyki, inne jednak mogą całkowicie zmienić taktykę walki. Jeśli dodamy do tego dużą losowość rozgrywki (zarówno przeciwnicy, artefakty jak i zdarzenia są odmienne przy każdym podejściu), to mimo teoretycznej powtarzalności - w końcu za każdym razem wspinamy się na tę samą wieżę - każde przejście jest inne, a gra nie nudzi się szybko. Dodatkowo tytuł wspiera warsztat Steam, a społeczność moderska jest żywa i pracowita - łatwo znajdziemy mody dodające nowe karty (których i w standardzie nie brakuje), przeciwników czy bohaterów. Śmierć naszej postaci oznacza konieczność rozpoczęcia wędrówki od początku, zdobywamy jednak doświadczenie, pozwalające na stałe odblokować nowe, potężniejsze karty, dostępne później dla danego bohatera w kolejnych rozgrywkach. Podsumowując - bardzo przyjemna, rozbudowana i zbalansowana pod względem mechanik gra karciana, która oferuje niewiele pod względem fabuły, ale dostarczy właściwie niekończącej się zabawy miłośnikom gatunku. Proste zasady i przyjemna oprawa graficzna sprawiają, że łatwo postawić pierwsze kroki, a ogrom możliwości tworzenia kombinacji kart wciąga na długie godziny. Przybyło: rozdawane za darmo przez GOL Ancestor's Legacy. Stan obecny 69.« Ostatnia zmiana: Lotheneil, 11 kwi 2020, 11:55. »
|
|
|
Użytkownik
Dołączył: Lip 2008
Posty: 494
|
Borderlands 2 - FPS z elementami RPG, kontynuacja tytułu, który zdefiniował gatunek looter-shooterów. Jako jeden z czwórki (albo szóstki, jeśli dysponujemy DLC) nowych bohaterów wracamy na planetę Pandora, ponownie skuszeni jej legendarnymi bogactwami. Przyjemną podróż pociągiem przerywa eksplozja. Jak się szybko okazuje, odpowiedzialny za próbę zabicia nas jest niejaki Handsome Jack, lokalny potentat przemysłowy i tyran w jednej osobie. Naszym zadaniem będzie podziękowanie mu za prezent, a jednocześnie wsparcie lokalnego ruchu oporu, w szeregach którego znajdziemy bohaterów pierwszej części serii. Wszystko to pokazane jest w charakterystycznym, szalonym i prześmiewczym stylu, nie zabraknie więc widowiskowych strzelanin i feerii wybuchów. Gra potrafi jednak sprzedać kopa w psychikę w najmniej spodziewanym momencie, jeśli zatrzymamy się na chwilę i naprawdę przemyślimy - do czego szalone tempo rozgrywki bynajmniej nie zachęca, co dzieje się wokół (lub czego właśnie byliśmy sprawcą). Zdarzy się nam bowiem zabić przyjazne postacie zupełnie (jak się później okazuje) bez sensu, a przeszłość niektórych bohaterów (jak Tiny Tiny) jest naprawdę tragiczna. Borderlands 2 to generalnie więcej tego samego - ten sam styl prowadzenia opowieści, nietuzinkowe i przeważnie pozbawione piątej klepki postacie, kompletny brak szacunku dla zasad moralnych czy jakiegokolwiek prawa. Największa zmiana w stosunku do pierwowzoru (poza nowymi bohaterami, dysponującymi nowymi umiejętnościami, choć wpisującymi się z grubsza w archetypy poprzedników) objęła bronie - teraz każda z nich przypisana jest do konkretnego producenta, przez co różnią się nie tylko charakterystyką (na przykład Vladof produkuje broń szybkostrzelną, Maliwan specjalizuje się w obrażeniach od żywiołów, a pukawki Tediore wybuchają jak granaty przy przeładowaniu), ale też wyglądem. Przekopywanie się przez sterty złomu w poszukiwaniu nowych nabytków sprawia wciąż mnóstwo radości. Jeśli więc komuś podobała się część pierwsza, a nie grał jeszcze w drugą (może nie tylko ja mam takie zaległości backlogowe ) to szczerze polecam. Najlepiej od razu wersję GOTY, bo fabularne DLC (zwłaszcza fenomenalne Tiny Tina’s Assault on Dragon Keep) również są zdecydowanie warte poznania. Stan obecny: 68« Ostatnia zmiana: Lotheneil, 18 kwi 2020, 9:31. »
|